Mera patrząc na Twoje zdjęcia to te staare dzieje mają co najwyżej z 20lat
więc nie szalej
Przynajmniej masz wspomnienia, a góry są wielce ok.
Ja wczoraj ze względu na antybiotyki siedziałem przed kompem i napierałem w Unreal`a
i dzisiaj niestety to samo. Ale jutro już pójdę na spokojne aeroby.
Siedząc w domu pokusiłem się o małe resume dotyczące diety.
Początek jest ciężki, bo trzeba totalnie zmienić wszystko w sposobie żywienia.I zorganizować sobie życie kuchenne tzn. gotowanie, doprawianie przypraw, grillowanie (to robie w mikrofali), znalezienie przypraw i smaków , które zastąpią sól, bo z cukrem to nie ma większych problemów, po prostu go nie używam.Albo są słodziki jak już ktoś musi. Na początek trzeba też zaopatrzyć się w wagę kuchenną (wcześniej nie potrzebowałem), kupić jakiś pojemniki na żarło, które nosi się do pracy, kina (tak ostatnio jadłem na American Gangster
), suplementy, odżywki itd. itp. No i najlepiej hurtowo w żarcie czyli z 5kg ryżu (najtaniej), ryby, które po podzieleniu starczają na miesiąc, jajka (tego to schodzi w brud- najlepiej prosto od posiadacza kur, bez marż pośredników)no i piersi z kurczaka, tez najlepiej w hurcie. Na początek jest trochę wydatków nie da się ukryć.
Trzeba wygospodarować czas na gotowanie tych wszystkich pyszności tak, żeby były gotowe na kolejny dzień, bo rano o 6 to już nie ma czasu na gotowanie czegokolwiek oprócz zrobienia śniadania i łyknięcia supli.Jedzenie co 3 godziny wchodzi w krew bardzo szybko, więc z tym nie ma problemów. Szokuje trochę to, że oprócz grejpfruta czy cytryny to odpadają wszelkie owoce, no i moje kochane mleko i miodek, ehhh. Radzę tym , którzy się decydują na redukcje, żeby zwrócili od razu uwagę na
urozmaicenie diety. Ja na początku jadłem tylko ryż i gotowane piersi, a w piątek gotowaną rybę. Wszystko bez soli i innych przypraw.I po tygodniu takiego jedzenia miałem dość wszystkiego. Na szczęście udało mi się dzięki pomocy ludzi z forum zastąpić sól innymi cudami typu chili, papryka, ziołami czy przyprawami do ryb, drobiu, których pełno na rynku (ja używam Kamisa). Początkowym mankamentem diety są kolosalne gazy. Generalnie przechodzą po dwóch tygodniach i pojawiają się z rzadka. Ale początek jest straszny, nie tylko dla współdomownika.
Mimo tych wszystkich początkowych dolegliwości stwierdzam, że redukcja jest na prawdę fajna, zwłaszcza jak po miesiącu okazuje się, że są efekty!!! Choć człowiek sam ich nie zauważa, że są aż takie. I cały układ pokarmowy funkcjonuje inaczej, co odczuwa się w czasie posiedzenia w wiadomym miejscu. I to funkcjonuje 100 razy lepiej, ja bynajmniej czuję się rewelacyjnie.
I stwierdzam jedno, dieta to nie 60% sukcesu w schudnięciu, to 85% sukcesu.A może i więcej. W miesiąc straciłem tyle fetu ile nigdy dotąd, a nie jestem kimś kto nie miał wcześniej styczności ze sportem wszelakim. W tamtym roku tak samo jak teraz chodziłem na siłownie 4 razy w tygodniu, jeździłem dużo na rowerze (na jednym z maratonów potrafiłem spalić i 6 tysięcy kalorii), ale nie miałem żadnej diety, jadłem tak jak większość ludzi, to co lubiłem. I cały ruch jaki wykonywałem w ogóle nie zmieniał stanu mojej wagi, cały czas była w granicach 100kg. Oczywiście trochę fatu się paliło i przybywało mięśni , ale na brzuchu na przykład jak był fet tak był i nic go nie wzruszało. Dlatego mówię, jeśli nie masz człowieku czasu na siłownie, rowery, biegania, baseny to zacznij od diety i choć 30 minut poświęć na sport dziennie. A efekty będą.
Jeśli boisz się, że brak Ci wiedzy, załóż bloga/dziennik, a ludzie tacy jak
Obligues, Koluszek, Bubby, Wuchta i wielu innych pomogą Ci osiągnąć cel. Zdaj się na ich wiedzę. Oni już przeszli przez to co dopiero przed Tobą.
A ja chciałbym im wszystkim bardzo podziękować za wsparcie, wiedzę, dobre słowo i czas jaki poświęcają wchodząc na mój dziennik. Jesteście Wielcy
No i do przodu, jeszcze wojna z fetem nie wygrana.