Zaszalałem przy podciąganiach. 3x3/4x4/5x5/2x6. Wszystko nachwytem przy uchwycie szerszym niż rozstaw barków. 62 powt.
Darowałem sobie przyciągania i odciągania nóg, dlaczego? Bo nogi nie są priorytetem w danym cyklu, a nadal są najsilniejszym punktem w moim ciele.
Krucyfiksy 4 serie, 3 po 8powt./8sek. oraz 1 seria po 6powt./6sek. w tej samej ilości liczba powtórzeń podczas podnoszenia sztangielek bokiem z rotacją nadgarstków. Gdy robiłem te dwa ćwiczenia było tylko (jeszcze jedna, jeszcze jedna, jeszcze jedna, K**WA!, jeszcze jedna) a myślach obraz mięśni naramiennych Marka Olejniczaka.
Potem zrobiłem resztę ćwiczeń i po bicepsie (3seriach) przypomniałem sobie o "Szalonej Ósemce" czy jakoś tak... Na czym to polega? Uginanie ramion ze sztangą. Po 8-miu powtórzeniach, od razu zmieniasz ciężar na wyższy i dalej 8 powt. I tak (bynajmniej ja tak zrobiłem) 5 serii. Potem ok 2/3 minuty przerwy i powrót, od największego do najmniejszego. W moim wykonaniu to było raczej "Szalona osiemdziesiątka szóstka" ponieważ serie gdy schodziłem ciężar niżej robiłem 6powt. Wrażenia? Przeczytajcie pierwsze zdanie i zrozumiecie.
Wiem, że zaraz zostanę zbluzgany przez wszystkich sezonowców i całą resztę "kulturystów". Czemu? Za to zdanie: Biceps to dla mnie mięsień podrzędny. Jedyne do czego mi jest potrzebny to do silnego duszenia oraz podciągania podchwytem. Ale po dzisiejszym dniu i ćwiczeniu opisanym wyżej zaczynam zmieniać zdanie. Jak każda osoba ćwicząca na siłowni jestem swojego rodzaju masochistą, no mam trochę więcej z masochizmu w sobie niż przeciętny kulturysta. Uwielbiam bardzo trudne ćwiczenia, dlatego m.in. mam tak olbrzymie samo zaparcie podczas robienia krucyfiksów.
Pompa na bicu była olbrzymia, ale nie tylko na bicu, ale i na przedramieniu (wew. część). Potem chciałem zrobić brzuchy, ale kiedy chwytając rączkę przy ławce nie mogłem zacisnąć dłoni to zrozumiałem, że to koniec na dzisiaj. Wyszło opowiadanie... ale cóż, bywa...