Czy słodycze rzeczywiście są tak bardzo niezdrowe?
Ależ nie, są potrzebne. Szkodliwy jest tylko ich nadmiar. Nie ma nic złego w tym, że w codziennej diecie dziecka (i dorosłego) pojawi się trochę słodyczy. Człowiek potrzebuje nie tylko węglowodanów złożonych, których dostarczają na przykład zboża, ale także węglowodanów prostych, które są w cukrze i miodzie. Są szybciej niż inne produkty zamieniane w energię, szybciej podnoszą poziom glukozy we krwi, co daje ośrodkom łaknienia w mózgu sygnał "jestem syty".
Szybkość, z jaką węglowodany proste są spalane, jest ich zaletą, ale jednocześnie wadą - nie nasycą organizmu na długo ani nie wypełnią żołądka. Węglowodany pochodzące z kaszy albo chleba są dłużej rozkładane, a poziomu glukozy nie podnoszą skokowo, tylko łagodnie, dzięki czemu dłużej czujemy się najedzeni.
Ile cukru dziennie może jeść małe dziecko?
Tabele zalecają nie więcej niż 20 g sacharozy dziennie, co odpowiada dwóm czubatym łyżeczkom cukru, albo:
- pięciu landrynkom
- czterem kawałeczkom czekolady
- dużemu kęsowi batonika.
W normalnym życiu nikt jednak nie zagląda do tabel. Jeśli dziecko je za dużo słodkości, to poznamy to gołym okiem - straci apetyt.
Dlaczego większość z nas tak chętnie sięga po słodycze?
Bośmy się przyzwyczaili. Słodkości zwykle uświetniają święta, urodziny, wyjazdy, kojarzą się z odprężeniem. Jeśli jako dzieci jedliśmy ich dużo (albo co gorsza dostawaliśmy je w nagrodę lub na pocieszenie), to będziemy je lubić i potrzebować ich także w dorosłym życiu. Chętnie sięgamy po słodycze także dlatego, że wciąż nam się spieszy. Zjedzenie dwudaniowego obiadu zajmie co najmniej 20 minut, wafelka - dwie minuty... Te fatalne nawyki przekazujemy dzieciom - w wielu domach nie jada się śniadań. To poważny błąd: noc to kilka godzin bez jedzenia, a zatem poziom glukozy jest niski. Pierwszoklasista bez śniadania będzie zmęczony, osłabiony i chętnie pójdzie do szkolnego sklepiku po batonik.
Czy są lepsze i gorsze słodycze?
Tak. Najgorsze są lizaki, ciągutki i twarde cukierki - to, co powoli się rozpuszcza albo oblepia zęby. Na tej słodkiej pożywce rozwija się próchnica. Szczególnie niebezpieczne jest podawanie słodyczy (i słodzonych napojów) tuż przed snem albo w nocy, po umyciu zębów. W nocy wydziela się mniej śliny, która oczyszcza jamę ustną, i bakterie mają idealne warunki do rozwoju.
Najzdrowsza jest czekolada (byle nie nadziewana). Dostarcza wapnia, magnezu i żelaza. Do lepszych słodyczy należą sezamki, batoniki muesli i z ziarnami, chałwa. Choć ta ostatnia to prawdziwa bomba kaloryczna. Sto gramów dostarcza aż 600 kcal, czyli połowę dziennego zapotrzebowania energetycznego dwulatka! Niektóre batoniki zbożowe zawierają utwardzone tłuszcze roślinne, których nie powinny jeść małe dzieci, uważnie czytajmy więc etykiety.
Gdzieś pośrodku plasują się żelki, galaretki, drażetki, które stosunkowo szybko się zjada, ale w przeciwieństwie do czekolady, migdałów czy orzechów nie dostarczają niczego cennego.
Reklamy przekonują nas, że do cukierków i batonów dodaje się wiele cennych substancji, np. witaminy lub wapń. Czy mamy im wierzyć?
Musielibyśmy znać skład tych łakoci. Ale szczerze mówiąc, sądzę, że jest wiele lepszych, bo naturalnych źródeł witamin i mikroelementów - choćby owoce i warzywa. Reklamy mówią także o tym, że dzieci rosną i potrzebują mnóstwo energii. To akurat prawda, tylko warto się zastanowić, czy energii mają dostarczać właśnie słodycze.
W niektórych domach dzieci na co dzień nie jedzą słodyczy, ale raz w tygodniu mogą się ich najeść do woli. Co Pan sądzi o takiej metodzie?
Jestem jak najdalszy od tego, by czegoś w żywieniu rygorystycznie zakazywać. Jedzenie powinno być przyjemnością - tak jak zabawa, ruch czy czytanie. Jeśli zatem dziecko bawi się, biega, jest aktywne fizycznie, a w domu jest czas na rozmowy, na bycie razem, to podwieczorek z szarlotką albo kawałkiem mlecznej czekolady nie zaszkodzi. Chodzi tylko o to, by słodycze nie zastępowały ani posiłków, ani innych form aktywności, żeby nie były nagrodą albo narzędziem przekupstwa.
A może dziecko ma wewnętrzny hamulec, który pozwoli mu nie przejadać się słodyczami?
Na to bym nie liczył. O tym, co znajdzie się na talerzu dziecka, decydują rodzice, ono natomiast decyduje, ile zje. To my ustalamy, jaka ilość łakoci pojawi się na tym talerzu. Dzieci żywione smacznie, w sposób urozmaicony i w serdecznej atmosferze nieczęsto będą żądać słodyczy, bo po prostu będą najedzone. Ale nie możemy wymagać od dziecka wstrzemięźliwości, jeśli sami jemy bez opamiętania. Nawyki żywieniowe kształtują się w dzieciństwie. Jeśli chcemy, by dziecko jadło racjonalnie, sami musimy tak się odżywiać.
Kiedy gotujemy dziecku, odruchowo dosładzamy kaszkę i kompot... A może w pierwszych latach życia nic nie powinniśmy słodzić?
Wystarczy, jeśli przygotowując posiłki dla dziecka, będziemy pamiętać, że ma bardziej czuły smak niż dorośli. Niesłodzony kompot ze słodkich owoców albo przecier owocowy powinien mu smakować. A jeśli już koniecznie chcemy coś dosłodzić - użyjmy o połowę mniej cukru, niż gdybyśmy robili to dla siebie.
A może zamiast cukru lepiej używać miodu, syropu klonowego, zagęszczonych przecierów owocowych?
Naszym zadaniem jest pilnować, żeby dziecko nie jadło za dużo węglowodanów prostych. I tak naprawdę nie ma znaczenia, czy to będą karmelki, miód, syrop, czy zwykły cukier.
W niektórych domach zamiast słodyczy dzieci jedzą suszone owoce, orzeszki albo płatki śniadaniowe. To dobry pomysł, bo maluchy przy okazji zjadają wiele witamin i składników mineralnych. Warto wiedzieć, że:
- mała miseczka pestek słonecznika dostarczy dziennej dawki magnezu, witaminy E, B1 i kwasu foliowego;
- 10 suszonych moreli pokryje dzienne zapotrzebowanie na witaminę A i 3/4 zapotrzebowania na witaminę C;
- garść migdałów dostar- czy całej dziennej dawki magnezu i niemal całej dawki witaminy B2.
Ale takie przekąski lepiej też mieć pod kontrolą, bo są niezwykle kaloryczne - suszone owoce z powodu zawartości cukrów prostych, a orzechy ze względu na tłuszcz.
To może powinniśmy używać słodzika?
Dzieciom do trzeciego roku życia nie wolno podawać żadnych słodzików. A i potem nie polecam. Bo po co? Żeby podać trzy kalorie w tabletce słodzika zamiast 30 w łyżeczce cukru? Zdrowiej i korzystniej dla zachowania linii jest po prostu nie słodzić.
Czy dzieci, które dużo się ruszają, tracą apetyt na słodycze?
Nie. Ruch to większe spalanie kalorii, a to może raczej pobudzić apetyt (także na coś słodkiego). Szczupłym dzieciom po większym wysiłku fizycznym wręcz należy podać kawałek czekolady albo cukierek, żeby nie doszło do hipoglikemii. Jeśli zatem idziemy w góry albo na długi spacer brzegiem morza, warto byśmy wzięli ze sobą tabliczkę czekolady.
Czy domowe słodycze są zdrowsze niż te ze sklepu?
To zależy od tego, jak są przygotowywane. Domowe karmelki, ciągutki czy blok kakaowy zapewne nie będą mniej tuczące niż kupne. Odchudzić możemy natomiast ciasta. Najzdrowsze są mało słodkie domowe wypieki na drożdżach. Kawałek drożdżowego placka podany ze szklanką mleka, porcją twarożku czy owoców to pożywne drugie śniadanie albo podwieczorek. Natomiast ciasta na proszku podawajmy dzieciom okazjonalnie, bo wchodzące w jego skład węglany i fosforany sodu w nadmiarze są szkodliwe.
Doc. dr hab. Janusz Książyk jest kierownikiem Kliniki Pediatrii w Centrum Zdrowia Dziecka. Opublikował ponad 120 prac naukowych. Jest jednym z ekspertów, którzy opracowali obowiązujące w Polsce schematy wprowadzania nowych pokarmów do diety niemowlęcia. Członek polskich i zagranicznych towarzystw naukowych.
Rozmawiała Katarzyna Wilczek
Źródło: gazeta.pl
Pij wodę - woda daje siłę - napędza parowozy!