Ok teraz moja historia.Jak dziecko bylam pulpet,moze nie jakos kolosalnie ale na pewno "zdrowo" wygladalam. Jako nastolatka zawsze sie odchudzalam,4 lata temu postanowilam sie wsiac za siebie poza tym wyjechalam z Pl i zaczelam ograniczac jedzenie i oczywiscie slodycze, czasami nie jadlam przez caly dzien, albo jechalam na jednej kanapce,soczkach marchwiowych,albo jogurtach.Po powrocie wygladalam troche lepiej,ale nie do konca.Potem mialam ciezki okres, kupe stresow , wchodzenie tu w szczegoly jest nie istotne.W kazdym razie wtedy juz zupelnie mi odbilo na punkcie jedzenia. Odzwyczailam sie od sniadan totalnie, rano na jedzenie patrzec nie moglam, tylko kawka i petek i na zajecia, w ciagu dnia rzadko kiedy jadlam,potem tylko cos niewielkiego np.kanapka, albo kawalek miesa,surowka albo jakis jogurt.Jak widzialam cos tlustego,albo smazonego to nie bylo mowy zebym to nawet powachala.W domu byly niesamowite awantury ale poniewaz naleze do upartych dawalam sobie z tym jakos rade.Czasami bylam glodna ale zaciskalam zeby i wymyslama najrozniejsze rzeczy zeby nie jesc no bo jak to po 18:00???Nawet mowy nie bylo!Troche cwiczylam w domu, troche biegalam,ale nie jakosc regularnie.No i wreszcie doszlam do 57kg przy wzroscie 170cm (spadlo ok 11kg)Potem znowu wyjechalam i zrzucilam jeszcze 3kg.Wreszcie bylam zadowolona ale nadal jadlam tak jak przedtem. Zoladek troche sobie rozwalilam bo przestawal tolerowac normalne jedzenie i nawet jesli chcialam to duzo zjesc nie moglam. Pare miesiecy temu zaczelo mi powoli przybywac i teraz wrocilam do 57kg.
Moge powiedziec ze jem teraz troche wiecej ok 1000 - 1200kcal i chodze na silownie.Tzn ostatni miesiac nie za bardzo regularnie.Zaplanowalam sobie 3 razy w tyg. Dostalam plan od trenera i zaczelam cwiczyc ale poniewaz wtedy bladego pojecia nie mialam o tym ile B/W/T wiec cwiczenia nie przynosily efektow do tego przywalalam sobie wieksze obciazenia zeby czuc ze cwicze.Oczywiscie efekty zerowe.Wrecz zaczelo mi sie wydawac ze nogi to np robia mi sie grubsze.Poznie jak rozmawialam z kumplem to sie zalamal jak opowiedzialam o moim treningu.Polecil mi forum i tak wlasnie znalazlam was.
Co do treningu to ostatni miesiac nie chodzilam regularnie bo nie wyrabialam czasowo.Czasami musialam urywac sie z labu,ale nie moglam tak ciagle a w weekendy praca.Dlatego czasami cwiczylam w domu ok godz ale tez nie wedlug planu ze np co drugi dzien czasami bylo to co 3 albo 4 a czasami nie cwiczylam nawet przez tydzien.
Teraz postanowilam solidnie sie za siebie zabrac bo chcialabym wrocic do tych 54kg i przy tym spalic tluszcz a nie miesnie i wymodelowac sylwetke.
Probuje przestawic sie na 5-6 malych posilkow ale co 3h.I efekt wczoraj np byl taki ze po cwiczeniach jak zjadlam naprawde niewiele (kurczak z warzywami) to myslalam ze umre przez 3 nastepne godziny.
Chcialam zaczac diete redukcyjna i z obliczen wyszlo mi ok 1392kcal(BMR)+1740(aktywnosc)=3132 jak odejme 500 to daje 2632 tak wiec oczywiste jest to ze zamiast schudnac to przytyje na redukcji.
Wiec moze poradzicie mi jak sie do tego zabrac i od czego zaczac bo moj metabolizm na pewno spowolnil i jest w oplakanym stanie.
Sorry za dluugiego posta ale musialam wyjasnic co i jak a poza tym czasami jak sie rozgadam to….ciezko mi skonczyc.
pozdrawiam
Jo_C