Melduję się po dłuższej nieobecności na starych śmieciach. Ostatnio miałem okazję trochę popodróżować po świecie, zrobiłem nieco zdjęć, zapisków, może kogoś to zainteresuje...
Koniec lipca i początek sierpnia spędziłem z koreańską ekipą pokazową taekwondo WTF „Gold Medal Team". Razem z nimi odbyłem wycieczkę po Polsce, Niemczech, Czechach i Anglii, gdzie odbywały się pokazy. Przy okazji poczyniłem sporo ciekawych obserwacji. Pobyt z Koreańczykami był samą przyjemnością - zwłaszcza biorąc pod uwagę niezwykłe zdyscyplinowanie grupy, począwszy od dzieci. W największym szoku był kierowca, który po tygodniu podróżowania nie musiał w ogóle sprzątać autokaru, bo ten lśnił czystością jak na początku. W grupie panuje ścisła hierarchia, każdy zna swoje miejsce. Drobne szczegóły z codziennego życia: do autokaru przednimi drzwiami mogli wsiadać tylko szkoleniowcy, zawodnicy tylko tylnymi, z wyjątkiem szczególnych okoliczności (np. konieczność szybkiej ewakuacji z miejsca, gdzie jest zakaz zatrzymywania się ;). Nie do pomyślenia jest, żeby mistrzowie nosili swój bagaż, choćby były to np. dwie butelki mineralnej; zaraz ktoś z zawodników podbiegał i zabierał. Generalnie wszystko odbywało się na wyraźne polecenie szefa i nikomu nie wpadłoby do głowy np. wyjść na ognisko, dopóki nie padnie hasło do wyjścia. Dzieci miały zeszyty, w których po każdym dniu zwiedzania pisały krótkie wypracowania na temat tego, co widziały; zeszyty były codziennie sprawdzane przez instruktorów. W związku z tym część zawodników zwiedzała z notesami i zapisywała na bieżąco nazwy i nazwiska. Przy okazji musiałem odpowiadać na sporo całkiem ciekawych pytań z historii...
Co do pokazów - były dość typowe, choć w porównaniu do poprzednich lat więcej było elementów tanecznych przypominających taebo. Zainteresowanie publiki w większości duże, ciepłe przyjęcie we wszystkich miastach. Miłym akcentem było przekazanie przez koreańską ekipę zapasowych doboków dzieciom z sekcji w Mieroszowie, gdzie odbywał się jeden z pokazów (25 reprezentacyjnych koreańskich strojów to naprawdę coś...).
Poziom techniczny zawodników z 4-5 dan był bardzo dobry, z kolei dzieci ze stopniami poom raczej odbiegały in minus od polskich rówieśników. Słabszą technikę rekompensowało dobre zgranie i zorganizowanie ekipy. Szybko przyzwyczaiłem się do swojej roli managera drużyny i aż żal było wracać do domu. Na pożegnanie dostałem worek prezentów - koreańskie laleczki i inne gadżety, reprezentacyjny dobok ekipy, zaś szczególnie miły był upominek od jednego z zawodników z 5 dan - Lee Myeung Seuk, który podarował mi swój stary pas mistrzowski, noszący na sobie obok koreańskich haftów liczne ślady wielu treningów i pokazów...
Po powrocie do domu miałem 3 dni czasu na przepakowanie się i od razu ruszyliśmy na obóz letni do Zamościa. Tym razem udało mi się zebrać na tyle dużą ekipę instruktorską, że mogłem odpocząć od prowadzenia zajęć pozostawiając to specom z zagranicy. Jak co roku od 4 lat numerem jeden wśród prowadzących był posiadacz 7 dana Kytu Dang. Dał nieźle popalić zawodnikom prowadząc wszechstronne zajęcia z taekwondo. Były i techniki podstawowe, i kopnięcia akrobatyczne, i elementy do walki, a jak zwykle sporą część obozu zajęło to, czego wg niektórych w taekwondo WTF w ogóle nie ma, czyli układy formalne i ich dogłębna analiza. Instruktorzy z Niemiec, Leonid Rivilis i Daniel Niehues tworzący grupę pokazową Double Dragon Team poprowadzili bardzo zróżnicowane zajęcia. Była i akrobatyka, i hapkido, i capoeira, i extreme kicks, i elementy parteru. Na 2 dni wpadł do nas także mistrz świata w sportowym jj Tomek Guja - jak zwykle jego zajęcia bardzo przypadły do gustu tym, którzy cenią prostotę i bezpośredniość rozwiązań technicznych w walce. Przy okazji pozwiedzaliśmy Zamość, zrobiliśmy sobie całodniową wycieczkę po Roztoczu, a wszystko to pod oficjalnym tajnym zawołaniem obozu „Zeema Zoom" - kto był na naszym obozie, wie, co to znaczy... Ogółem ćwiczyło nas nawet do 80 osób z LKSW „Dan", ŚLKT „Pomorze" Świnoujście, ŁCT „Sirocco" Łódź i UKS „Mechanik" Zamość, trafił się także jeden zawodnik z Wrocławia, jeden z Kaliningradu i jedna zawodniczka z Niemiec. Pobiliśmy przy okazji swoisty rekord - po raz pierwszy na koniec obozu było już wiadomo, gdzie i kiedy odbędzie się następny, jak również kogo można się na nim spodziewać... O elementach takich jak chrzest obozowy nawet nie wspominam, bo to standard. Największym zaskoczeniem była dla nas natomiast grupa pokemonów, czyli maluchów w wieku 7-10 lat, którzy okazali się najmniej problemowymi ludźmi na obozie. Jedynym minusem był pechowy sparing jednego z obozowiczów, któremu ostatniego dnia trzeba było zagipsować nogę, mamy jednak nadzieję, że już wkrótce ujrzymy go znowu na sali...
Poniżej parę fotek...
Gizmo
"Dan" Freestyle Taekwondo & Kickboxing - Emerytowany Doradca w "Stylach Tradycyjnych"