zerknąłem dziś na forum i mnie zatkało. Na wstępie uprzedzę, że tekst w niewielkim stopniu będzie dotyczył treningu pod kątem technicznym, więc jeśli ktoś nie jest zainteresowany, to nie chcę zabierać czasu.
Opowiem Wam pewną historię.
Gdy miałem 20 lat pomyślałem, że fajnie byłoby mieć sylwetkę fit (a bylo to w czasach, gdy styl życia fot nie był tak rozpowszechniony jak dziś). Tu musze przyznać, że nigdy nie byłem grubasem, przy moim wzroście 188 cm (wersja dla kobiet 190 cm:) i raczej grubych kościach byłem postawnym kolesiem (ważyłem ok 88 - 90 kg) z delikatnym brzuszkiem. Nigdy też nie byłem typem sportowca. Interesowała mnie gimnastyka i od zawsze stawałem na rękach, ale nic poza tym.
Z siłownią tak na poważanie zetknąłem się w akademiku. Oczywiście była to siłownia typowo akademicka, rodzaj siłowni w piwnicy, ale na pierwsze treningi zupełnie wystarczała. Na szczęście w mojej ekipie był Damian vel Pako, kolega z kilkuletnim stażem treningowym. Pako szybko przesłał nam plik w wordzie z trzydniową rozpiską i tak pod koniec listopada roku 200# rozpoczeła się moja przygoda z siłownią. Przez cały akademicki rok uczęszczaliśmy całą bandą na siłownię. Ostatni trening był w lipcu. A ja wtedy poczułem moc. To, co zapamiętałem z tego okresu, to trzy fakty:
1) nie zawracałem sobie głowy dietą, Damian był na masie i wszyscy uznalismy, że jesteśmy na masie
2) mimo "bycia na masie" od listopada do lipca schudłem do 78 kg i moja sylwetka stała się bardziej smukła
3) w listopadzie nie mogłem podciągnąć się nawet 1 raz (podchwytem), w lipcu podciągałem się 8-9 razy (podchwytem_ samodzielnie.
Zakupiłem wtedy nowe ubrania, bo faktycznie stare zaczynały na mnie wisieć. Tak minął pierwszy rok studiów.
Na drugim roku wciąż jeszcze ćwiczyłem (wakacyjną przerwę spędzałem u dziadków na wsi, i to była fantastyczna forma aktywnego wypoczynku), ale już tylko w semestrze ziomwym. To właśnie wtedy kolega pokazał mi forum sfd (jeszcze w starej szacie graficznej:). Niestety semestr letni rozpoczął okres ostrego melanżu i tak zostało przez następne lata. Na siłowni pojawiałem się sporadycznie, od przypadku, do przypadku, a w końcu przestałem bywać w ogóle.
Tak zleciał czas studiów, zmieniła się szata graficzna forum i, pamiętam to dobrze, jak zobaczyłam dział dla seniorów, czyli +35, pomyślałem wtedy, że to tak odległa przyszłość, że ho ho. Mijały miesiące i lata, ja w masie podskoczyłem do 95 kg. I tak mi zostało.
Kolejnym impulsem była zmiana pracy i karta Multisport. Kolejne postanowienie poprawy. Wtedy też zacząłem zwracać uwagę na bieganie, bo to była dla mnie katorga. Przebiec (truchtem) 15 min było wyczynem. Poszukałem w sieci stron o bieganiu. Znalazłem program dla grubasów (12 tygodni) program miał doprowadzić do 60 minut biegu. Zrobiłem go w 18 tygodni, ale po tym czasie truchtałem, bo to raczej nie był bieg wyczynowy 60 minut. Byłem z siebie dumny.
Minął kolejny rok, a ja przeprowadziłem się do innego miasta. Odstawiłem siłownię i pozostałem przy amatroskim bieganiu 2-3 razy w tyg. Z uwagi na to, że moja dieta to jeden wielki śmietnik moja waga oscylowała w granicach 98-96 kg. W 2019 roku zawziałem się i postanowiłem wziąć udział w triathlonie (dystans sprint) po siedmiu miesiącach treningów, w lipcu 2019 udało się. Wynik nie powalał, ale dotarłem do mety. Po tym zacząłem czytać czytać książki Ala Kavadlo i rozgladać się za drążkiem, bo mimo rekreacyjnego biegania sylwetka pozostała bez zmian.
I tak dotarłem do niedzielnego popołudnia przed laptopem. Wchodzę na forum sfd i co widzę? Dział dla 35+, czyli dla mnie. Kiedy ten czas zleciał? I co ze mną nie tak, skoro go zmarnowałem?
Ku przestrodze innym kotom kanapowcom.
Pzdro