Euforia nie trwa długo, bo za chwilę znowu się pojawia zastój. Co robi taka osoba? Znowu obcina kalorie, dokłada aktywności. Tyle że tym razem zauważa, że to nic nie pomogło - waga stoi, cm stoją, czuje się gorzej, bo coraz częściej ma zaparcia i wzdęcia. Włosy jakieś słabsze się zrobiły, cera brzydsza... ale podejmuje jeszcze jedną próbę obcięcia kalorii (a po tylu obcinkach jest już znacznie poniżej poziomu bmr).
Pojawia się pytanie - dlaczego jedząc tak mało, ćwicząc tak dużo zaczyna tyć? Dlaczego ciało zrobiło się miękkie, spuchnięte? Pojawia się frustracja, obwinianie siebie i wszystkich dookoła. Włosy wypadają, paznokcie się łamią, jelita chyba już nie funkcjonują... i tak dalej...
Przypadek 2...
Mamy osobę chcącą zredukować, ale ze zdrowym podejściem. Ustalamy Jej kaloryczność odpowiednią do aktywności tak by na pewno miała siły na treningi, podejmowanie aktywności dnia codziennego, żeby miała siły pracować, myśleć itp. Na początku panika, że tak dużo jedzenia. Na początku uczucie pełności, może i podpuchnięcia, ale mimo to ta osoba uzbraja się w cierpliwość. Mija kilka dni i nagle jedząc sporo czuje się w pełni sił, więc daje z siebie więcej na treningu i zaczyna chudnąć. Zauważa też, że jakość ciała się poprawia - mięśnie nabierają kształtu, jędrności, tkanka tłuszczowa powoli się redukuje. Okazuje się, że mimo że to redukcja to zmiana składu ciała spowodowała, że ta osoba potrzebuje nie cięć kalorii żeby schudnąć, ale dokładki kalorii, bo mając więcej siły zużywa dużo więcej energii. Do tego mięśnie są odżywione, silniejsze, większe a więc spalają więcej tkanki tłuszczowej. Ta osoba ma dobre samopoczucie, jest radosna, zadowolona, ma ładną cerę, włosy a jej sylwetka wygląda coraz lepiej.
To bardzo uproszczony opis, celowo troszkę nagięty, ale chciałam Ci pokazać różnicę w sposób bardziej obrazowy.