Od niemal dwóch lat zmagam się nie tylko z efektami idiotycznej diety 1000 (temat nie cieszy się dużym zainteresowaniem, więc jeśli ktoś chciałby mi pomóc/podpowiedzieć coś, to można tu: https://www.sfd.pl/Wyjście_z_diety_i_ustabilizowanie_metabolizmu-t1081121.html#post8 - zapraszam serdecznie :D )
Jednak nie tylko waga o kilka kg większa niż przed rozpoczęciem mojej przygody z odchudzaniem jest moim problemem. Kiedyś, na początku odchudzania biegałam- około 40-60 minut, coraz lepiej i szybciej mi szło, bo przez około rok. Następnie na okres zimy bieganie przerwałam i gdy próbowałam do niego wrócić cóż... non stop kontuzje. Aż do dziś. Nawet teraz, bo kolejnej 3 miesięcznej przerwie, zabiegach u fizjo, cwiczeniach wzmacniających- po kilku 15 minutowych przebieżkach znów czuję ból w łydce- przeciążeniowy ból mięśni- przeciążeniowy po kwadransie, haha. Już nawet przestaje mieć nadzieje ze kiedykolwiek do tego wroce- ale nie o tym tutaj :)
Otóż- robię aeroby, używam pulsometru (chociaż bardziej jako gadżetu pokazującego intensywność wysiłku, niż wyznacznika którego należy się chorobliwie trzymać). Jeżdżę rowerem, na siłowni maszeruję na bieżni, czy szaleję na orbitku. Obecnie stabilizuję swój metabolizm, wiec wiadomo- jem coraz wiecej.
I tu sie pojawia moje pytanie, czy te aeroby mają jakikolwiek sens, i jakikolwiek wpływ na moje ciało? Bo ja i tak przytyłam- z tłuszczu.
A mogę ćwiczyć zarówno w strefie hr max (czyli 140-150 uderzeń serca), albo beztlenowo i np, na orbitku mieć tętno 170-180 i wypluwać płuca. I to ma taki wpływ na mnie, jakbym kompletnie nic nie robiła. Oczywiście, nie tłukę tych aerobów godzinami- po siłowym około 40 min, w dzień nietreningowy jeżdżę około 2h ale to dla przyjemności bardziej, lubię po prostu.
Czy bieganie jest w takim razie jedynym sposobem na odchudzanie- przecież jak truchtałam te pół godziny to też miałam tętno 160.... Czy raczej jest to kwestia tego, że stabilizuję metabolizm, i te aeroby i tak nic nie dadzą- nie ważne w jakiej by nie były postaci? Przecież chyba jest gro osób które tak jak ja, wykonują aeroby wyłącznie na maszynach, bo np, nienawidzą biegania, albo uwielbiają pływać- i też mają świetne efekty, bo w koncu to dieta stanowi 70% sukcesu. W takim razie- robić w ogóle te aeroby/cardio czy nie?
Pozdrawiam serdecznie i z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi i rady :)
Niezadowolenie to pierwszy wymóg postępu