TYDZIEŃ VII
Trening środowy odbył się na innej siłowni w związku z tym obciążenia różnią się od dotychczas używanych.
Przebieg treningu:
Rozgrzewka - wioślarz, bieżnia.
1. Ok., ale chwyt puszcza w prawej ręce.
2. Bardzo ciężko - inaczej wyprofilowana maszyna i musiałam skorygować ciężar na mniejszy niż początkowo zaplanowałam. bardzo silny ból ud, podobny do skurczowego.
3. JW.
4. Poszło bardzo sprawnie, aż się zdziwiłam.
5. Tak samo w tym ćwiczeniu.
6. Poszło więcej niż zaplanowane, bo nie było pośredniego ciężaru - ciężko, ale nie za ciężko.
7 i 8 - zdziwiłam się, bolało, ale udało się do końca zrobić wszystkie powtórzenia, chociaż pod koniec problem z utrzymaniem równowagi.
9. Podobnie, jak w 2. Druga część ćwiczenia bardzo problematyczna i boląca.
10. Po kilku minutach poszukiwania udało się znaleźć uchwyt na nogę. Robiłam w pochyleniu, bo nie było czego się podtrzymać, w związku z tym po zakończeniu bardzo bolał mnie odcinek lędźwiowy, chyba nawet bardziej odczuwałam to niż ból nóg.
11. W ramach cardio - 10 min na bieżni i 15 min miotania
się na wioślarzu (dobrze, że ANN tego nie widziała, bo zwinęłaby się ze śmiechu).
Rozciąganie po - bardzo długo i dokładnie, bo czułam, że tego potrzebuję.
Fajnie mi się trafiło, bo nie było przez ponad połowę mojego treningu nikogo na sali. Wymęczyłam się mocno i spędziłam bardzo dłuugi czas pod prysznicem.
czwartek
Nie był planowany trening, ale poszłam sobie na siłownie z zamiarem pobiegania na bieżni. Nie miałam jednak za bardzo siły na długie przebieranie nogami, postanowiłam więc skorzystać z okazji i "pobawić się" ketellbell. Zrobiłam sobie parę ćwiczeń mi.n swing z 16kg (4x12). Muszę przyznać, że pomimo obawy, że ciężar jest za duży ćwiczenie chyba nawet fajnie mi wyszło i bardzo mi się spodobało. Brakowało kompetentnej osoby na pokierowanie techniczne, więc popróbowałam jeszcze innych ćwiczeń ale ze sztangą i hantlami (thusters, clean and jerk itp). Potem poszłam sobie znowu na bieżnię i wioślarza, ale już tylko na 10 min. Bardzo mnie wymęczył ten krótki trening, na zakończenie znowu długie rozciąganie. Jestem wymęczona.
Micha na wyjeździe czysta i planowana z wyjątkiem dnia wyjazdu, gdzie zabrakło mi jedzenia i po drodze zaliczyłam tortillę, reszta dnia czysta, nie liczona. Wyszedł mi taki dzień regeneracyjny, chyba go potrzebowałam.
Doszłam do wniosku, że na wyjeździe mimo wszystko bardziej pilnuję rozkładu btw niż w domu.
Zmieniony przez - porandojin w dniu 2014-02-01 01:39:22