Bosz... ależ to był tydzień - cztery wigilie w trzy dni
Jedzonko w połowie knajpiano-cateringowe ale całkiem ok. Pierwszy raz od długiego czasu jadłam pierogi. Może nie tak rewelacyjne jak mojej mamy ale i tak pyszne. Generalnie pojadłam. Alko też wpadło ale w przyzwoitych ilościach i nie mam większych wyrzutów sumienia w związku z tym.
Trening
jeden wypadł, zatem tylko
20.12.2013
WL
3x1x 42,5kg i 1x1x 45kg
poszło życiówka
MC sumo
3x1x 112,5kg i 1x1x 115kg
115kg weszło lżej i płynniej niż 112,5 więc gites!
Czyli cykl kończę z wynikami:
1) WL 45kg
życiówka, dalej będzie walka o więcej
2) Przysiad 95kg
życiówka - strasznie wywalczona ale jest , trzeba ten wynik ustabilizowac i w miarę możliwości poprawić
3) MC 115kg
kiedyś wciągnęłam już 120kg ale, patrząc teraz z perspektywy czasu, wówczas w stylu pozostawiającym dużo do życzenia; wynik cieszy ale... trzeba ciągi sporo poprawić
Założenia na ten cykl prawie zrealizowane. Do wykonania planu zabrakło zaliczenia stówki w siadach.
W sobotę zachciało mi się zrobić AREO. I zrobiłam - wioślarz zabił mnie po 10 minutach. Żenujące było średnie tempo - około 115Wat przy 13s/m.
Przez ostatnią minutę popłynęłam na maksa, przez pot zalewający mi oczy i mgłę na brylach widziałam na wyświetlaczu 160-165 Wat przy 27-31s/m. Ta ostatnia szaleńcza minuta mnie dobiła. Kondycha leży i kwiczy...
KONIEC CYKLU
Przeżyłam, dałam radę, choć na początku myślałam, że realizacja owego "lajtowego" planu nie będzie realna. Cele treningowe niemal osiągnięte, co mnie niezwykle cieszy
Teraz luss
Po Nowym Roku ciąg dalszy. Pewne zarysy nowego treningu już powoli się kształtują. Wiemy gdzie są słabe strony i trzeba będzie nad nimi popracować
Trajneiro patrzył na mnie na ostatnim treningu swym przenikliwym wzrokiem i widziałam w jego oczach szydercze iskierki - jednym słowem znów coś wymyśli, żeby mi nie było ani za nudno ani za lekko
A ten... jak znajdę miarkę to z ciekawości się jutro rano pomierzę - tak z kronikarskiego obowiązku
Ale mam odczucia, że plecy mi trochę urosły i bary. Problem polega na tym, że wystarczy u mnie dwa tygodnie obijania się i to zniknie - plecy zawsze jakoś tak same nikną
Ale ... dobrze jest, nie trza psuć
edit:
pomierzyłam się
przed Świętami
Trochę urosłam
Tak serio to czuję jedynie, że łapki i barki urosły, trochę plecy, może jeszcze trochę nuki. Reszta stoi. Stefan mógłby sobie spadać na bambus ale się uwiązał do mnie. Inna sprawa, że pasłam go całą jesień raczej dobrze
Tak bardziej serio - cieszę się, że mimo wypasionej michy, hardcorowych
treningów (czasem dość długich, co raczej nie jest korzystne dla palenia sadełka) oraz całkowitego braku areo
(to z braku sił i chęci) w ostatnim cyklu nie spasłam się jakoś szczególnie. Siła wzrosła, technicznie coraz lepiej. Jestem zadowolona. Nie powiem - umęczona byłam nieraz okrutnie. Raz się poryczałm po treningu pod prysznicem, kilka razy pękały odciski i lała się krew. Kilka razy mnie odcięło, kilka razy dostałam całkowitej głupawki
Czyli było wszystko - pot, krew i łzy! Ale też czysta radocha i fun!
cdn.
SIŁA!!!
Zmieniony przez - Kokosik w dniu 2013-12-25 12:19:44