Poniedziałek do piątek - praca biurowa. Zero wysiłku.
Jeżeli chodzi o godziny w których mogę jeść, to sytuacja jest super. W poprzedniej diecie posiłki jadłem średnio w porach:
6:30, 10:00, 13:00, 15:30, 17:30 (przed treningiem), 19:30-20 (po treningu), 22.
Daje mi to siedem posiłków.
TO BYŁO:
Tutaj załączam zdjęcie mojej sylwetki gdy miałem 91kg:
Teraz wydaje mi sie, że jest tylko niewielka różnica. Miesiąc czasu byłem na takiej diecie;
Moje treningi do tej pory:
2 lub 3 razy w tygodniu głupie machanie byle czym na siłowni.
Reszta dnia (1 dzień odpoczynku) bieganie na bieżni/w terenie.
Finalnie udało mi się doprowadzić do dnia dzisiejszego:
-od 3 dni męczą mnie zakwasy uniemożliwiające trening na siłowni
-jestem wyczerpany i czuje się jak g**** cały dzień
TO MA BYĆ:
Jak w temacie. Jak się nie ma w głowie, to trzeba cierpieć. Na sobie sie przekonałem, że idiotycznie zacząłem, ale teraz powoli wszystko modyfikuje. Mój cel:
Treningi:
FBW 3 razy w tygodniu:
-Przysiady ze sztangą
-Pompki na poręczy
-Wyciskanie sztangi na klatę
-Wyciskanie sztangielek na barki
-Martwy ciąg
-Wiosłowanie sztangą
-Podciąganie szerokim nachwytem
Bieganie przeplatane z interwałami 2 lub 3 razy w tygodniu.
Dieta (i tutaj bardzo proszę o korekcje):
Uderzam w 2800 kcal (z obliczeń na sfd wyszło mi 3200 kcal zapotrzebowania).
Moja propozycja diety: