MP 2001 - pszcz. lubił, jak to prawdziwy mężczyzna, pojesć sobie przed startem, nic tak nie wnerwia jak pusty bęben.
Nasz bohater, nie pomny ostrzeżeniom trenera, wcisnął do brzuszka kilka udek z kurzczaka, popił napojami izotonicznymi i był kontent, ale godzina startu zbliża się dużymi krokami. Nic to jednak, ubrał się w sprzęt, pierwsze podejście poszło, drugie - 215 też, a przy trzecim (220) zabulgotało i ... ale to jeszcze nic, pszcz wku... na maksa wyciera buzię i pluje się na sędziów, że mu bój zaliczyli ha ha bha, większego twardziela ni widziałem jeszcze. jak przyszedłem na trening tego samego dnia i jak usłyszałem tę historię to też mi się zaczęło cofać he he he
jak się pszcz. dowie, że tak go obgadujemy to nam w życiu ręki nie poda, a i tak podaje niechętnie