Grzbiet
Obudziłem się ze sporymi DOMS dwugłowych ramion, no ale...grzbiet to grzbiet.
Wiosłowanie ze sztangą w pochyleniu nachwytem - skończyłem na 180kg, ale jakoś tak bez fajerwerków.
Wiosło jednorącz półsztangą - na 120kg kończyłem z lepszą siłą i czuciem niż trening wcześniej, założyłem 140 i przyklejona do ziemi
mogłem atakować 130, to by weszło jak w masło, no nic, na następnym treningu. Regres na bercie (ponad 90kg sztangielka) 14 czy 15 ruchów prawą ręką i kilka pow mniej lewą, niestety...chwyt mocno osłabiony, palec nie daje o sobie zapomnieć:) ale zadowolony jestem, bo 3 treningi temu na tej 90-tce to robiłem 6 ruchów i to jako bodziec ciężarowy a dziś regres :)
Pullover - to ćwiczenie mnie absolutnie miażdży, kilka serii progresji po 10 ruchów i 3 regresy.
Wiosło siedząc z rączkami na wyc. dolnym - skromnie, bo skromnie 2 serie, ale grzbiet mi się tak niesamowicie zapalił i spompował, że czułem go absolutnie w każdej pozycji i rozciąganie najszerszych nie pomogło.
Wyprosty na ławie rzymskiej - na 40kg śmiesznych kończyłem, ale mój grzbiet już był blisko upadku, regres na 20-tce, 10-tce i z własną wagą, total rozpyerdol dla grubości, kolega był w szoku:)
Ogółem wydaje mi się, że mam jeszcze grubszy grzbiet niż miałem, ale nie zadowala mnie to jeszcze w pełni. Filmy później zrzucę. Trening udany.