zarys tego, co w nawyki wkleili mi rodzice:
glowne posilki-jestes glodna czy nie, zjesc trzeba, mimo ze np wczesniej cos tam sie przekasilo i nie ma sie ochoty na ten przykladowo obiad, czy sniadanie na ktore z rana czasem poprostu apetytu brak
deserowo-po dwudaniowym obiadku jakas slodkosc... to jest najgorsze bo malo ze najbardziej przeszkadza w zachowaniu sylwetki to i odzwyczaic sie od tego graniczy z cudem (choc ostatnio mi sie udalo
no ale juz zapomnialam jak sie to robi
)
przekaski-najprosciej zawsze o te tuczace, na widoku zawsze mam cukiereczki, ciasteczka albo lody w lodowce o ktorych nie mozna zapomnic choc oczy nie widza... dusza lakomczucha pamieta heh:P nie, to wcale nie jest zabawne:P naprawde slodycze moge garsciami o kazdej porze dnia i nocy a oni mi je jeszcze stawiaja w jadalni na stole... nietopsze, nietopsze
to tylko tak zeby nakreslic co najlatwiej mi przychodzi jesli chodzi o odzywianie
bulimia... o zgrozo!
jak nie jem to moge nie wcinac i pol dnia NIC, jest mi fajnie i czuje pusty zoladek ale jak tylko dojdzie do mnie ze robi sie glodno w brzuszku to chabast: kanapeczka, lyzka pomidorowej z garnka co stoi i mruga tak kuszaco pomaranczowo, to troche salatki z obiadu, ciasteczko ze stolu, mmmleczko (w koncu takie zdrowe a ja tak bardzo je lubie..:/ ), potem mysl-'kurcze, przeciez ja tak malo dzis zjadlam, chyba nic sie nie stanie jak pozwole sobie jeszcze na ten jeden wafelek, on taki ladny, czekoladowy, NAWET MA MAGNEZ a mnie te skurcze tak czesto lapia... zjem sobie, co mi tam, no moze jeszzce jeden, czy dwa... atam, niech bedzie i trzy'... no i tego typu zmiatanie w kuchni sprawia mi kilkuminutowa rozkosz pieszczenia kupek smakowych... ale zaraz, to nie wsyztsko
po chwili dociera do mnie co to przed chwila zrobilam 'rany! kiedy mi sie to strawi! ile w tym wsyztskim bylo swinstw! cukrow!! tluszczu!!!
' no i pora na przeczyszczacza, wstawiam wode, do szklaneczki jedna albo wie zaszetki, niekiedy i trzy... i po sprawie
(probowalam zwracac wspomagajac sie palcem w gardle ale jakos to nie dziala..)
a pozniej kolejna fala mysli, rozmyslan, refleksji rodem z poradni psychologicznej 'hmm, to chyba tak to byc nie powinno, to nie jest normalne, cos chyba mam zaburzone... ale co tam, przynjamniej nie obciekam tluszczem a i jem to co lubie, kiedy chce'...
a pozniej zakladam temat na forum i wypisuje te wsyztskie swoje glupoity
dziwie sie sobie ze w ogole o tym mowie, to byl dlugo moj skrywany problem z ktorym jak przypuszczalam dam sobie rade, tylko pojde na studia i bede miala co robic albo chociaz tryb funkcjonowania jakos mi sie wyreguluje, nie trzeba o tym rozgadywac ale jednak to robie
te
skosne brzucha to na ktorym urzodzeniu mozna cwiczyc na silce? bo wlansie nad tym sie zastanawialam a takie domowe znam i w wolnej chwili robie
talia osy
juz o tym czytalam pare razy i podejmowalam sie ale ta systematycznosc... nudzi sie z czasem, co tu duzo mowic:/
podsumowujac-wydaje mi sie ze niepotrzebnie tu o tym pisze tak naprawde. powinnam sama sie wziac za siebie i tak jak kiedys trzymac sie swoich zasad odnosnie godzin jedzenia, ilosci, skladu itd. wtedy bylam bardzo zadowolona ze swojej figurki i jednoczesnie bardzo wygodnie czulam sie w soim ciele. tylko teraz jest mi ciezko, kiedy obowiazki odeszly a i matury juz nie mam przed soba, wiec stres odszedl (mniej sie jadlo), troska o sprawne funkcjonowanie umyslu (duza wage przywiazywalam do skladu tego co mialam zjesc) no i to co bylo najwazniejsze, codzienne obowiazki, dodatkowe zajecia o stalych porach... REGULARNE odstepy w jedzeniu:( niestety, matura zdana a ja zaniedbana:P
no to sie wyzalilam
dziekuje za uwage