Smutne wieści przekazała w poście na Facebooku żona legendarnego kulturysty. W wieku 79 lat zmarł Dave Draper „The Blond Bomber”. Był kimś więcej niż tylko kulturystą. Zajmował się też pisaniem (ponoć był w tym świetny) i aktorstwem. Według jego żony zmarł spokojnie we śnie.
"Cześć przyjaciele. Ponieważ wieści się rozchodzą, chciałam was poinformować, żeby nie było zamieszania — Dave zmarł dziś rano. Byłam z nim i odbyło się to spokojnie. Jak przed chwilą powiedział mi lekarz, była to dobra śmierć”.
https://youtu.be/Uw_Egzsm11Q
Dave Draper rozpoczął trening siłowy już jako nastolatek. W wieku 21 lat zdobył tytuł mistrza kulturystyki Mr. New Jersey. Wkrótce po przeprowadzce do Kalifornii młody i żądny sukcesu kulturysta ciężko trenował w legendarnej siłowni Gold's Gym obok znanych postaci kulturystycznych, takich jak chociażby Arnold Schwarzenegger.
W swoim czasie jako kulturysta, Dave Draper był postacią bardzo medialną i nie brakowało mu charyzmy. Po tym, jak pojawił się w różnych magazynach i publikacjach, on również zagłębił się w świat pisania i był autorem felietonów oraz własnej książki zatytułowanej Iron Brother, Sister Steel, która stała się jego najbardziej znanym dziełem. Dave Draper na scenie radził sobie świetnie i znalazł się w gronie zwycięzców tytułu Mr. America i Mr. Universe. Jego najważniejsze osiągnięcia w karierze:
- 1962 Mr. New Jersey
- 1965 IFBB Mr. America Tall Class & Overall, I miejsce
- 1966 IFBB Mr. Universe Tall Class & Overall, I miejsce
- 1967 Mr. Olympia IV miejsce
- 1970 AAU Mr. World III miejsce
- 1970 IFBB Mr. World Tall & Overall, I miejsce
- 1970 NABBA Mr. Universe Tall, III miejsce
W późniejszych latach, kiedy przeszedł na sportową emeryturę, Dave Draper kontynuował pracę nad swoim ciałem podnosząc ciężary. Pisał także teksty związane z kulturystyką do swojego internetowego biuletynu. Żegnamy kolejną legendę...
Ladny wiek. RIP
Bardzo lubiłem tego gościa
Ostatnio coś często ludzie umierają we śnie i oczywiście nikt nie będzie robił sekcji zwłok osobie w tym wieku.
Sam fakt odejścia "we śnie" nie świadczy, że on już musiał umrzeć z przyczyn naturalnych.
To tak na marginesie, bo irytuje mnie podejście w tej sprawie. Co nie znaczy, że chcę tu dyskutować w obliczu czyjejś śmierci...
Wygląda, że był ciekawym i ambitnym człowiekiem, R.I.P.
Spokojna i dobra smierć.
Pod warunkiem, że wynikła czysto z przyczyn naturalnych.
Eutanazję jak się przeprowadza albo usypia psa, to też pacjent odchodzi w ciszy.
Chcę tylko powiedzieć, że być może by żył dwa albo cztery lata dłużej?
Jeśli ktoś stracił bliską osobę w tym wieku, to nie uzna z automatu, że "dobrze się stało", każdy rok życia ma znaczenie. Żadna przedwczesna śmierć nie jest z zasady "dobra".
Proszę bez podtekstów, bo śmierci we śnie to miałem w rodzinie kilka i to dawno temu.
@gokuson,to nie świadczy że nie mogą się zdarzać z innych przyczyn, niż naturalne i to bym po prostu dla spokoju sumienia chciała wiedzieć. Nie dowiem się, więc kontynuowanie wątku jest bezcelowe.
Taki to miał dobrze, większość życia na bombie, dożywa do 80 -tki i schodzi w śnie. Idealny gen
Albo nie tylko gen. Z artykułu wynika, że to był bystry człowiek i zapewne umiał sobie wyważyć korzyści i ryzyko i o siebie dbał. Nie zakładał, że musi młodo umrzeć, bo miał dużo ciekawych rzeczy do zrobienia.
Druga rzecz, że prawdopodobnie lepiej się odżywiał i mniej brał.
Jeśli już mamy jako takie geny bez większych defektów, to za nasze zdrowie i długość życia odpowiada przede wszystkim tryb życia i dieta. Ludzie przypisują za duże znaczenie genom.
Po drugie jest coś takiego, jak epigenetyka - sami wpływamy na własne geny za pośrednictwem nastawienia, trybu życia i diety. One mogą zarówno sprzyjać naszemu zdrowiu, jak i zmieniać się w niekorzystny sposób.
Bardzo ważne jest nasze nastawienie - jeśli wyobrażamy sobie, że będziemy żyć krótko, nasz mózg i organizm to będą realizować. Samosprawdzająca przepowiednia...
Z kolei jeśli "zaprogramujemy" się na długie i szczęśliwe życie - będzie nam łatwiej podejmować dobre decyzje, a nasze ciało postara się temu sprostać.
Od nas zależy, którą drogą pójdziemy.
M-ka on żył z kulturystyki pisząc że brał mniej zarzucasz mu, że olewająco podchodził do swojego zawodu. To geny w pełni odpowiadają za skutki uboczne każdego leku. Szczęściarze faszerują się po uszy i nic ich. nie rusza a druga sprawa to szkodliwość saa która jak widać nie zabija tak szybko jak myślą osoby nie związane z dopingiem
Dave Draper do samego końca utrzymał muskulaturę, oglądałem fotki gdy był w wieku 75 lat, szok nie to co Arnold który już w wieku 40 lat był flakiem
Ja mu nic nie zarzucam, w latach jego młodości był, o ile się nie mylę, mniejszy wybór środków dopingujących, a poza tym na pewno jako inteligentny człowiek, wiedział że więcej nie znaczy lepiej i miał jakiś umiar.
Po drugie zaznaczyłam, że chodzi już o kogoś, kto ma to minimum dobrych genów.
Poza tym geny nic nie zrobią za ciebie, jeśli nie dostarczysz odpowiednich składników pro-odpornościowych i detoksykujących, np. witamin, antyoksydantów czy substratów do budowy glutationu, np. białka.
Geny same w sobie są niewiele warte, trzeba je jeszcze dobrze wykorzystać.
Człowiek z najlepszymi genami tak samo umrze z powodu długiego głodu czy infekcji w niedożywieniu, tylko ciut później...
Ja upatruję jego długiego życia w genach, ale i inteligencji.
Jakim cudem kulturyści złotej ery przeżywają tylu dzisiejszych sportowców? Bo wiedzą co robić i kiedy odpuścić.
A dzisiejsi robią wszystko "na hurra", bo geny... Jedzą (często) fast foody i faszerują się chemią.
I zazwyczaj są w pewnym wieku brutalnie podsumowywani, bo prawa natury są bezwzględne.
Myślisz się M-ka dzisiejsi kulturyści nie umierają z powodu fast foodów a poziomu który trzeba osiągnąć żeby stanąć na scenie a żeby to osiągnąć trzeba wciągać tak jak inni
Dieta i różne chemiczne środki, to są dwie strony tego samego medalu. Tak jak wcześniej pisałam - o odporności na różne rzeczy nie decydują TYLKO geny, bo geny to jest tylko zapis dla organizmu, jak ma się zachować, co z czego wybudować itd. Jeśli nie ma z czego, to po prostu nie wybuduje - np. dostatecznej ilości ochronnego glutationu, substancji chroniących wątrobę czy serce. Nie ma cudów. I wtedy różne organy pomału cierpią.
Wiele nie daje sygnałów ostrzegawczych, np. wątroba, od której zależą inne rzeczy i zaczyna się łańcuszek wątroba, jelita, serce, nerki... Co jest najsłabsze, to pierwsze wysiada.
Masz rację, że na wysokim poziomie wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik, w tym dieta, ale szczerze wątpię, że tak jest. Masz przykład tego pana, o którym ostatnio był artykuł, który o mało nie "odjechał" na serce, bo lekceważył wyraźne objawy sercowe i podstawowe badania...
Zdaję sobie sprawę, że wśród najlepszych zawodników ilości "chemii" są już takie, że prawdopodobnie żadna dieta by nie pomogła i tu się zgadzam, ale to co piszę, jest skierowane do normalnych ludzi, a nie takich kami-kadze.
Zakładam, że normalny człowiek, który nie zarabia milionów na tym sporcie, oprócz tego że chce jakoś tam wyglądać, to chce jeszcze trochę pożyć.
Młodzi ludzie nie zdają sobie imo sprawy, jak to jest być starszym - dalej chce się po prostu żyć, a nie myśli o umieraniu. Po co ktoś ma umierać, jeśli nie musi?..
W moim odczuciu to głupota i dużo można zrobić, żeby tak nie było, tylko nie na ostatnią chwilę, a pomyśleć nieco wcześniej.
Tak na marginesie, to Dave Draper wyglądał moim zdaniem dużo lepiej, niż te dzisiejsze potwory i bardziej proporcjonalnie. Był mniejszy, więc podejrzewam, że i brał mniej.
Szczególnie nogi (uda) mi się podobają na tle dzisiejszych zawodników - umięśnione, ale nie przerośnięte; w sam raz.
Męska sylwetka bardzo traci na zbyt dużym i okrągłym dole; dla mnie to jest przejaw kobiecości :) .
Żeby uściślić - mniejsze (smuklejsze) nogi też mogą wyglądać b.dobrze, ale większe - nigdy. Za daleko poszło powiększanie wszystkiego na siłę.