Dotarły do nas smutne wiadomości. Kulturysta Mike Horn zmarł na zawał serca w wieku 55 lat. Startował w federacjach NPC oraz IFBB Pro League. Był także właścicielem siłowni i trenerem personalnym. W szczególności uwielbiał pracować z osobami niepełnosprawnymi, zwłaszcza z tymi, którzy chorowali na stwardnienie rozsiane i raka. To naprawdę ogromna strata, biorąc pod uwagę serce, jakie wkładał w swoją pracę. Wiadomość choć smutna, pozwoliła jego przyjaciołom na odrobinę refleksji nad tym, jak pozytywny wpływ wywarł Mike na ich życie.
„Miał złote serce. Chciał opiekować się chorymi, którzy byli słabi i zranieni. Jeśli pojawiają się objawy, które są niepokojące - tak jak Mike’a bolała klatka piersiowa i ramię - nie ignoruj tego, nawet jeśli wykonujesz ciężką pracę. Po prostu idź do lekarza”. -powiedziała jego siostra Vicki Gray.
Z tego co powiedziała, wynika, że Mike Horn nie czuł się najlepiej i serce dawało o sobie znać. Niestety to zlekceważył. 26 marca stracił przytomność, a 13 dni później zmarł na zawał serca w wieku 55 lat. Zostawił przyjaciół i rodzinę, a także mnóstwo klientów, którzy cenili jego doświadczenie. Tej tragedii można było zapobiec. Jest to przestroga dla wszystkich, którzy myślą “Nic mi nie będzie”.
Zawal dotyka kazdego a tym bardziej stosujacy sterydy sa w grupie ryzyka. Profilaktyczne badanie serca co rok a juz takie sygnaly jak bol klatki ORAZ ramienia (zapewne promienipwanie) to juz musowo lekarz. Rip
Kiepska opieka zdrowotna - umrzeć na zawał po kilkunastu dniach leczenia w szpitalu!
Niewiadomo w jakim bylo stanie serce. Jesli dorobil sie duzych problemow, przerostu itd roznie moglo byc.