Legenda kulturystyki Dorian Yates podczas swojej kariery zawodowej w latach 90-tych był dla wielu osób niedoścignionym ideałem, jeśli chodzi o sylwetkę. Poza imponującym ciałem Yates był znany z tego, że za każdym razem, gdy ćwiczył robił to na maksa. Rywalizował z wieloma sławami i zdobył aż sześć tytułów Mr. Olympia z rzędu w latach 1992-1997.
Poza sezonem Yates trzymał się z dala od światła reflektorów i zamiast tego trenował w ciszy i skupieniu w swojej prywatnej siłowni. Kiedy pojawiał się na scenie, za każdym razem szokował sędziów i publiczność sylwetką, dzięki czemu zyskał przydomek „Cień”.
Mimo upływu czasu sport ciągle jest w jego sercu i nadal wygląda fantastycznie. Regularnie monitoruje stan swojego zdrowia, zwłaszcza ostatnio, biorąc pod uwagę sporą liczbę zgonów w ostatnich kilkunastu miesiącach. W niedawnym poście na Instagramie Dorian Yates podzielił się wynikami po przeprowadzeniu obszernej kontroli dotyczącej jego zdrowia. 60-latek poinformował, że jego wiek biologiczny to 30-39 lat, co potwierdza tylko, że nadal jest w świetnej formie jak na swój wiek. Wygląda na to, że regularna aktywność fizyczna i zdrowe odżywianie przynoszą wymierne efekty, a Yates jest tego świetnym przykładem!
Dzięki ostatnim artykułom przyszło mi do głowy bardzo ładne skojarzenie: sportowiec czy kulturysta jest podobny do jogina czy mnicha Shaolin, który uczy się panowania nad swoim ciałem, emocjami i umysłem.
Życie w ascezie i odmawianie sobie pewnych rzeczy są jego narzędziem kształtowania charakteru. Podobnie jak ciężka praca na treningach.
Nie ważne, jaką kto wybrał ścieżkę - natural łagodniejszą, ktoś na sterydach bardziej stromą i niebezpieczną - każdy musi poznać i zrozumieć swoje ciało...
A im bardziej zagłębia się w temat, tym lepiej rozumie, że jego ciało jest czymś odrębnym, niż on sam - to tylko kawałek "mięsa" i to z przestarzałym oprogramowaniem.
Pojazd dla duszy, który należy lubić i szanować jako jej mieszkanie.
Są różne odmiany jogi i każda z nich jest równoprawną duchową ścieżką, a to jedna z nich: bb-joga.
Dorian Yates jest przykładem takiego wojownika-ascety, który dziś odcina kupony swoich wcześniejszych poświęceń i tego, że nauczył się zarządzać swoim ciałem, ale też szanować je.
Fotka z wodospadem "wymiata" i podpis też.
Z braku czasu nie pojadę do Rio de Janeiro, ale w wiosennym słońcu albo pod prysznicem też można sobie zafundować taki moment :D.
jak oni mu powiedzieli czy tam zbadali ze jego bebechy sa o ponad 20 lat mlodsze niz sa? w wieku 30 lat byl zajechany jak 50 latek, do tego pozrywany z bebnem jak boiler a teraz sie postarzal i wymlodnial? on nie mowil ze jest weganinem i ze wali jakies dragi halucynogenne? nastepny w social media, ktory promuje sie na czyms "innym" juz pomijam fakt, jak go wykryli kilka miesiecy temu, ze jego prowadzenie online za gruba kase, wcale nie bylo jego xD i jak ufac w cokolwiek co ten gosc opowiada na internetach?
Może być tak, że sprawdzili jak pracuje serce, czy nie ma nadciśnienia, wyniki wątrobowe, cukier, hormony, nerki - i naprawdę nie jest źle.
Popsuty układ ruchu to osobna sprawa, a metabolizm osobna.
Nie ma nadwagi, nadal ćwiczy i jak najbardziej może być w dużo lepszym stanie, niż przeciętny mieszkaniec wysp.
Organy wewnętrzne (serce, nerki, wątroba) też mają pewną zdolność regeneracji i mogą teraz być w dużo lepszym stanie niż kiedy je mocno obciążał dopingiem.
Do tego ma kasę na dobre jedzenie, prowadzi spokojne życie, nie boi się o przyszłość...
Sprawy autopromocji czy ewentualnego oszukiwania pomijam, ale on faktycznie ma teraz warunki, żeby być w dobrym stanie.
Halucynogenne dragi nie muszą być bardzo szkodliwe, a może pomogły mu się ograniczyć z innymi rzeczami.
Nie znam szczegółów sprawy z rzekomym oszukiwaniem, ale czy ludzie sami nie są naiwni, płacąc za prowadzenie internetowe przez takie osoby?..
Przecież można przewidzieć, że taki ktoś woli zapłacić parę funtów swoim pracownikom, a sam wylegiwać się na Bahamach czy gdzie indziej..
Jego ludzie wcale nie muszą być zresztą gorsi, niż on sam - on podobno też miał doradców, którzy pomogli mu w karierze.
Trochę to jest tak jakby kupując w sklepie pod szyldem znanego projektanta, oczekiwać że uszył dany ciuszek osobiście.
Moim zdaniem on i tak nie jest w stanie przekazać nic szczególnego więcej niż każdy dobry trener/dietetyk sportowy, który jest na bieżąco z wiedzą naukową na ten temat...
Ludzie tylko tracą pieniądze za usługi pod znanym nazwiskiem, zamiast zapłacić komuś, kto rzeczywiście starałby się im pomóc i nie potrzebował pomocników...
Sami są imo winni swojej naiwności i wierze, że czyjeś nazwisko tyle znaczy w tej dziedzinie.
Lepiej dać zarobić fachowcom z "własnego podwórka", którzy są uczciwi i moim zdaniem niedocenieni na rzecz ludzi z dobrymi genami, którym udało się dojść wysoko...
Sądzę, że od wielu trenerów i dietetyków sportowych w Polsce można dostać rzetelniejszą, bardziej spersonalizowaną wiedzę i za mniejsze pieniądze.
Niestety działa zasada: cudze chwalicie, swego nie znacie.
Miałam okazję widzieć i nawet kupić kilka gadżetów firmowanych DY.
Na początku nie wiedziałam, co znaczy ten skrót: WTF?-myślałam, to chyba jakieś modowe logo... Mąż to od kogoś dostał. Patrzę się czapeczka "made in China" z poliestru i coś tam jeszcze... Badziew totalny i wyrzuciłam.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy po artykule Knife'a dowiedziałam się, że on ma firmę i DY to skrót od nazwiska :D.
Bardzo mi się chciało potem z tego śmiać.
Kupiłam nawet jakieś T-shirty - też zwykła szmatka, tylko nadruk tematyczny...
Tak to niestety działa.
Nie liczyłabym na cuda także pod względem prowadzenia.
z trenerami sie z toba w 100% zgadzam, ten rynek jest tak przesycony i spieprzony, za czesto gesto lepiej komus zaplacic 250zl i z tego wiecej wyciagnac niz 300funtow.
co do prowadzenia, to ogloszenie bylo, ze 'ty' jako podopieczny, bedziesz prowadzony/ona pod okiem samego mistrza a nie przez jakas firme i galezie :-) wiec jak bym mial wywalic xxxx szmalu na tshirt gucciego - bo on by mi powiedzial, ze sam go uszyl a pozniej by wyszlo ze zaplacilem a uszyl go kto inny a on tylko logo przybil, to nie to samo nie?
co do DY robil zawsze dobre suple, kiedys stracil grubo kilka set tysiecy funtow, bo jego partner ze spolki go zrobil w bambuko, bylo to jakos przed recesja bodajze, firma padla a on byl bankrutem ale jakos sie z tego wykaraskal no i udalo mu sie odzyskac firme, chociaz nie pamietam czy stara nie nazywala sie Yates nutrition... wiele lat temu kupowalem jego suple i do dzisiaj czegos uzywam.
Rozumiem i go nie usprawiedliwiam, ale na tym przykładzie widać jak łatwo dać się zwieść pozorom.
Gość jedzie na dawnej sławie i nazwisku, a ludzie się sami pchają ze swoimi pieniędzmi, bo liczą na gruszki na wierzbie... Do tego idą na lep czegoś, co trudno zweryfikować (osobista opieka).
Może dzięki temu przykremu doświadczeniu nauczą się inwestować swoje pieniądze w bardziej wiarygodne osoby, a nie tylko sławne i bogate.