) wieczorem jak wracałam z kolegą samochodem do domu to mieliśmy "ostre hamowanie".
Nie zapięłam pasów (własna głupota) i poleciałam na deskę rozdzielczą.
Jak się podnosiłam już to zobaczyłam, że mój palec jest krzywy i przebijała się trochę kość.
W jednej chwili był pisk i jakoś tę kość wepchnęłam tam z powrotem (?)
Wszystko było w porządku dopóki nie wróciłam do domu.
Palec zaczął okropnie puchnąć i boleć. Od razu obłożyłam go delikatnie lodem i usztywniłam na wszelki wypadek.
W lany poniedziałek z rana zdjęłam to amatorskie usztywnienie i nie dość, że palec był gruby to jeszcze nie mogłam go zgiąć bo coś mi tak jakby blokowało.
Od razu pojechałam do szpitala. Zdjęcie rentgenowskie, szyna gipsowa.
Powiedzieli mi, że to skręcenie i naderwanie torebki stawowej.
Dostałam skierowanie do Krakowa do poradnii chirurgiczno-ortopedycznej.
Byłam tam w ten wtorek (05.04).
Doktor zdjął mi szynę, pooglądał trochę palec i powiedział, że to złamanie paliczka i, że nie jest to jakoś specjalnie niebezpieczne.
Wsadził mi kawałek złożonego bandaża między IV (złamany) a serdeczny palec i owinął bandażem.
Powiedział, że w ciągu trzech tygodni wszystko powinno być już okej i będę mogła normalnie zginać.
Dziś na lekcji ściągnęłam bandaż bo chciałam sobie trochę lepiej go zawiązać i widziałam, że palec jest w niektórych miejscach bardzo delikatnie siwy ale cała opuchlizna już zeszła. Niestety kość dalej jest widoczna tak jakby z boku palca...
Boję się, że to mi się źle zrośnie :(
Powinnam znów założyć szynę? Jakieś rady?
Jeżeli opuchlizna zeszła to znaczy, że wszystko jest już w porządku?