no to tak. Jest okres kiedy mam najwiekszy zapierdziel jezeli chodzi o
wytrzymalosc. Rozpoczyna sie mniej wiecej w grudniu. Opisze wam jak to mniej wiecej wyglada, u mnie

. Mam przebiegnac takie odcinki jak: 200m+150m+120m+100m+200m+150m+120m+100m(w takiej kolejnosci mam zazwyczaj to zrobic) Wszystko musze przebiec prawie z maksymalna szybkoscia(tzn biegne na jakies 90% możliwosci) i ponadto biegam w kolcach(co nie zawsze pomaga). No wiec przebiegam te 200m,150,120,100 i wtedy czuje jak mi jedzenie sie odbija. Biegne wiec dalej...nastepne 200m i juz pojawiaja sie u mnie odruchy wymiotne(ale jeszcze nie "rzygam"), skora mi na twarzy blednie, w glowie kreci mi sie jak cholera i zaczynam czuc jak mi wszytstko przewraca sie w zoladku. No i zanczynam biec nastepne 150m. Zazwyczaj jest tak, ze kiedy przebiegne ten odcinek to nie zatrzymuje sie na mecie, tylko w krzakach(o tym juz wspominalem

) i czesto(bardzo czesto) nie koncze treningu z tego powodu.
Co sadzicie o tym calym aviomarin czy lokomotiv? Myslicie, ze to cos mi pomoze?
Znacie moze jak moge zaradzic temu problemowi?