Paatik od początku miałam tętno 179-183 i wcale tego nie czułam, oddechowo ok. W drugiej połowie trasy często było 184-186, szczególnie po górę. To 186-187 już czułam że robi się ciężko.
A na koniec już mi było wszystko jedno i nie patrzyłam na zegarek. Ostatni odcinek przed metą rzeczywiście było ciężko, myślałam że albo umrę albo się porzygam No ale była rywalka w zasięgu wzroku to nie mogłam odpuścić Zauważyłam, że nie lubię jak biegnę sama i nie ma nikogo z przodu, nie lubię też jak ktoś jest za mną i muszę uciekać. Najlepiej mi się biegnie jak ktoś jest w zasięgu wzroku, lubię gonić
W nocy nie mogłam spać. Na dodatek głód mi dokuczał więc w końcu wstałam coś zjeść ale nie ma co się dziwić, wczoraj prawie nic nie zjadłam - ani porządnego śniadania przed biegiem, ani w trakcie biegu. Po zawodach też marnie, bo co to jest kromka chleba którą dawali do bigosu i mały kawałek pizzy wieczorem? Poza tym podobnie jak po półmaratonie mam jakiś bunt ze strony brzucha.
Dodatkowo chodzić nie mogę, a siadanie i wstawanie z krzesła to niezłe wyzwanie Łydki ok, chociaż spodziewałam się dramatu, czwórki lekko czuję ale tyłek... Tyłek to jest dramat