Dziewczyny,
wrzucam miskę z dzisiaj. Jestem na siebie wybitnie zła i trochę się tym podłamałam. I jest mi wstyd. Oczywiście, to z powodu tej pysznej chałwy. Mogłabym ją jeść tonami. Ale nie będzie mi to służyć. Myślę, że największym moim wrogiem jest brak planowania posiłków, np. wieczorem poprzedniego dnia. Dlatego od teraz zamierzam to zmienić. Czy możecie mi trochę podpowiedzieć, jak zmienić michę na lepsze? Bo planuję przez najbliższy tydzień eksperymentalnie trzymać się bardzo prostego menu: na rano 3 jajka na twardo, w ciągu dnia jakieś 300g kurczaka, 100g kaszy, warzywa. Czyli białka powinnam utrzymać na poziomie ok.100g, węgle też. Może banana dorzucę na rano, żeby jakieś węgle tam wpadły. To dobry pomysł? No i tą kurę będę albo smażyć, albo na parze gotować. Co uważacie?
A teraz trening: ponieważ TYLE zjadłam, to sobie nie odpuściłam. I tak: 15 min rozgrzewki (skakanka, przebieżki,
bieg w miejscu, orbitrek 5min).
Dziś nogi (moje utrapienie i priorytet):
1. Wypady - 2x15x3kg na rozgrzewkę, potem 2x12x10kg/ 2x15x10kg (10kg to najwięcej, ile na razie mogę założyć na hantle, nie mam więcej ciężarów)
2. Przysiady - 4x20x6kg (następnym razem biorę więcej!!!)
3. Prostowanie nóg - tutaj muszę się posługiwać krzesłem i 1kg obciążnikami na nogi - beznadzieja, za lekko
4. MC na prostych nogach - 4x20x10kg (było ciężko, trochę niewygodnie i chyba technikę spartaczyłam - wniosek: muszę nad tym popracować)
5. Brzuch
6. Stretching
Plan na jutro to tylko 30min aerobów. Chyba znów zrobię ten marszobieg. Jeśli ktoś ma ochotę, to mogę wysłać mp3 do tego - mam takie fajne, gdzie pani o miłym głosie mówi, co trzeba robić
. Dobry motywator: "Jeszcze 30 sekund. Nie odpuszczaj!"
I co powiecie?