1.03 czwartek
Dzień 17
Najpierw trochę jogi (z zalecenia fizjo ). Nudne to strasznie, muzyka usypiająca, ale fajnie rozluźnia plecy
Później udało się trochę pobiegać. Zupełnie nie moja pora na bieganie (późne popołudnie). Chciałam trochę nogi rozruszać przed niedzielą. Ostatnie kilka dni nie wychodziłam z domu, więc nawet nie wiedziałam jak jest zimno W założeniu miało być trochę szybciej niż bieg spokojny, ale bez szaleństw. Ostatecznie wyszło dość mocno, bo miałam obawy czy mnie noc na polach nie zastanie. Nie wiem czemu, ale byłam przekonana, że na mojej standardowej pętli jest po drodze jeszcze jeden wiadukt pod torami i można w ten sposób skrócić pętlę. Niestety nie było Po płaskim i na zbiegach nogi same niosły, pod górkę też nie było źle. Za to oddechowo dramat, zadyszka jakbym dopiero zaczynała biegać. Nie lubię przerw Ogólnie bieg fajny, brakowało mi tego
Poza tym dziś mam dzień głoda (w sumie zawsze mam, ale dziś to już jakieś przegięcie). Sporo jedzenia wpadło... plus jest taki, że nie tyję, a minus... nie chudnę
Postanowiłam też przeczytać Lamparta od początku, dużo lepiej mi idzie za drugim razem Dowiedziałam się m.in., że jak ktoś ma tendencję do pogłębionej lordozy przy pompkach, to w takiej pozycji będzie biegał. Kolejny powód, żeby męczyć technikę. Poza tym nic nowego, ale jak nie wyprostuje postawy to mięśnie nadal będą się spinać i żadne rolowanie czy fizjo nie pomoże. Trzeba się nauczyć na nowo stać, siadać i chodzić
Na koniec wykresy z biegu: