Idąc z trójką kumpli usłyszałem zza pleców jakieś wyzwiska "co się pedały patrzycie, cioty", na te wyzwiska zacząłem patrzeć w stronę gościa, który to wypowiedział i zaczął gadać "co się patrzysz frajerze, w jape chcesz?". I niepotrzebnie zareagowałem z impulsem "no chodź tu", on zaczął za mną iść, a ja, że nie wprawiony w bojach trochę zmiękłem, a zwłaszcza na widok jego kolegów, którzy byli obcięci na krótko i dość wysocy - typowe dresy/kozaczki.
Szedło ich ok 6, ale się rozdzielili, podeszło do mnie 3 i ten, który rzucał wyzwiskami zaczął mnie popychać, raz mnie pochnął o ścianę, potem szedł obok mnie i popatrzyłem w jego stronę i dostałem tzw. "lepe" z otwartej ręki w nos i nagle dostałem impuls do mózgu "nie będę poniżany" i z wielką wściekłością rzuciłem się na tego gościa, upadł i zacząłem go okładać w furii nie patrząc na nic, okładałem po potylicy, bo się zasłonił. Gdyby nie jego kumple to bym pewnie go dalej w furii okładał. Podobno był pijany(ale tego nie zauważyłem), bo tak powiedział mi jeden gość(chyba kolega), który mnie od niego odciągał.
Teraz przejdę do pytania związanego z tematem i całym problemem. Widziałem go jak koledzy go podnosili to miał cały nos we krwi i mam lekkie obawy, że mogłem mu złamać kichawe, bo jeszcze upadł na beton twarzą.
-Czy ten gość nie znając mnie może podać na policje i z jego rysopisu mnie złapią, czy raczej polskie organy ścigania w takich sprawach nie bawi się w detektywów i umywają ręce, gdy nie znają sprawcy?