SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Wywiad z Jurasem

temat działu:

Scena MMA i K-1

słowa kluczowe: ,

Ilość wyświetleń tematu: 2278

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 1 Napisanych postów 138 Wiek 39 lat Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 1967
Właśnie przeczytałem ciekawy wywiad z Łukaszem Jurkowskim, takie podsumowanie roku 2011, może kogoś zainteresuje:)



Sporo wydarzyło się w ostatnim roku. Zacznijmy jednak od końca, czyli KSW 17 i decyzja w walce Pudzianowski – Thompson 2 oraz jej późniejsza weryfikacja.
Wszyscy to widzieli i chyba nie jest to żadną tajemnicą. Myślę, że trzeba być ortodoksyjnym fanem Mariusza, żeby wypunktować jego zwycięstwo. Po dwóch rundach lepszy był Thompson i nie podlega to żadnej dyskusji. Na tym poziomie emocjonalnym można się było pokusić o dogrywkę, żeby publiczność miała 3 minuty dodatkowego show. Myślę, że dogrywkę mógłby Mariusz wygrać, bo Thompson już nie miał siły. Mariusz też był zmęczony, ale wydaje mi się, że zachował więcej sił. Werdykt skandaliczny i tyle. Dobrze, że KSW szybko wzięło się za ogłoszenie tej walki jako no contest. Smród oczywiście pozostał, ale chłopaki pochylili głowy i po części są rozgrzeszeni.

W internecie zawrzało, że to był przekręt.
To tłumaczenie, dosyć błahe i proste, że sędzia Bagiński pomylił kartki może wydawać się ludziom mało wiarygodne, ale tak było. Ja o tym wiedziałem kilka minut po gali, wtedy już nie można było nic zrobić, trzeba było poczekać. Ja potwierdzam, że taka sytuacja miała miejsce, że zadecydował błąd techniczny, a nie drukowanie werdyktów. Ten temat w MMA odstawmy na najbliższe sto lat, może wtedy sięgnie poziomu boksu. Ja często powtarzam to, co mówi Dana White za każdym razem, kiedy jest jakaś kontrowersyjna decyzja, że zawodnicy nie powinni zostawiać nic w rękach sędziów.

Właściwie całą winę za zamieszanie wziął na siebie „Bagi”, a gdzieś nieco w cieniu schował się sędzia, który rzeczywiście wypunktował zwycięstwo Pudzianowskiego. Myślisz, że KSW powinno zrezygnować z Roberta Łysiaka?
Wiadro pomyj zostało już wylane na sędziego Łysiaka. Trochę Roberta poniosły jakieś nacjonalistyczne emocje, zwłaszcza w pierwszej rundzie. Czy należy go zwalniać? Robert Łysiak jest w KSW od pierwszej gali, więc ja bym po jednym werdykcie go nie wyrzucał. Dajmy mu szansę pokazania, że jego robota to wiele innych punktowanych pojedynków, a nie tylko walka Pudzianowskiego. Nie zwalniajmy od razu połowy KSW, bo nie będzie komu robić walk.

Ta pomyłka Bagińskiego to taka wisienka na niezbyt słodkim torcie, którym jest słaby rok Berserkerów, bo poza Materlą i Fijałką, to jednak dla Bedorfa, Jewtuszki, cyz Moksa to był słaby rok. Niedawno się jeszcze mówiło, że są Berserkerzy i potem przerwa. Skąd ten dołek?
Czemu Berserkerzy, a potem przerwa? W Warszawie jest sporo klubów, w tym mocno niedoceniany Nastula Team, gdzie świetną robotę wykonuje Janek Błachowicz. Jest Daniel Omielańczuk, Robert Jocz, Piotrek Strus, a o Pawle nawet nie trzeba przypominać. Berserker’s jest najbardziej znanym klubem z tej racji, że na tych największych galach startuje najwięcej zawodników ze Szczecina. Oni robią tam naprawdę zaj**istą robotę i to, że na KSW 17 walczyło trzech ich zawodników, pokazuje jak mocni są. Ten fakt jest niezaprzeczalny. Tak jak mówisz, Karol i przede wszystkim „Iro”, mogą uznać ten rok za stracony. Jednak szczególnie w przypadku „Irokeza” to dobre doświadczenie. Moim zdaniem on więcej wyniesie z tej porażki z „Kornikiem” niż jakby wygrał decyzją sędziów. Teraz wszyscy wiedzą, że Maciek musi dać z siebie absolutnie 100%, żeby tą plamę zmazać. Bedorf ma jeszcze sporo czasu. Waga ciężka jest u nas słabo obsadzona, Karol to dobry zawodnik w skali europejskiej, który zawalił walkę z Rogentem Lloretem. Spokojnie, Berserkerzy jeszcze wrócą i pokażą, że potrafią walczyć. Mam nadzieję, że „Sztanga” dostanie walkę na KSW lub MMA Attack. To jest zawodnik, na którego warto postawić.

Na KSW 17 Mamed przypieczętował bardzo udany rok. W sumie niespełna 4 minuty na odniesienie trzech zwycięstw. Ja mam trochę niedosyt, bo chciałbym tego Mameda trochę pooglądać, bo to jest fenomen nie tylko jak na polskie warunki. Myślisz, że KSW będzie mu w stanie sprowadzać takich rywali, żeby się pokazywał w dłuższych walkach, czy to będą znane nazwiska jak Lindland i Irvin, które sportowe są na Mameda za słabe?
Nie wymieniłeś nazwiska Taylora, a dla mnie to kompletny amerykański zawodnik. Zwłaszcza w porównaniu do pierwotnie zapowiadanego Paulo Filho, z którego pozostało już tylko legendarne nazwisko. Ja myślałem, że ta walka potrwa trochę dłużej, że wyjdzie poza pierwszą rundę i dopiero później Mamed zacznie prezentować swoje cuda w ringu. Mamed jest tak wszechstronnym zawodnikiem, że stawiam, że podobny los spotka Hectora Lombarda, jeśli ta walka dojdzie do skutku. Lombard się szybko męczy, jest eksplozywny w pierwszych trzech minutach, potem staje się „zwykłym zawodnikiem”. Pokazała to walka ze Shlemenko, gdzie w późniejszej części walki Lombard walczył doświadczeniem i charakterem. Mamed nie da Hectorowi takiej szansy jak Shlemenko, bo jest bardziej kompletnym zawodnikiem niż Rosjanin.

W Łodzi Krzysiek Kułak zwakował pas i zawiesił karierę. Myślisz, że jeszcze go zobaczymy? I co z tym pasem, bo Mamed z Cipkiem nie chcą ze sobą walczyć.
Wiadomo, że nie chcą, bo decydują względy koleżeńskie. Przede wszystkim, każdy ma swoją cenę i wtedy chłopaki do siebie zadzwonią i stwierdzą, że robią tę walkę, bo do podniesienia jest spora kasa. Oni są profesjonalistami pełną gębą i tylko aspekt finansowy jest w stanie ich przekonać. Jeśli chodzi o Krzyśka to bardzo fajna decyzja z jego strony. Wie, że nie jest w tym momencie w stanie walczyć, a tego paska na siłę nie trzymał. Mam nadzieję, że jeszcze wróci, odbuduje się i o ten pas jeszcze zawalczy. Teraz naturalną koleją rzeczy o ten pas powinni zawalczyć Michał z Mamedem. Inne walki nie do końca będą moim zdaniem sportowo sprawiedliwe.

Dla ciebie najważniejszą galą było KSW 15. Wtedy zaskoczyłeś Torwar kończąc karierę. Nie żałujesz tego? Nie brakuje ci walk?
Nie mogę powiedzieć, że żałuję. Całe życie staram się być konsekwentny w tym co robię. Jeśli przez cały czas coś chodziło mi po głowię, to nie mogę teraz nagle zmieniać zdania. Już w drugiej rundzie pojedynku z Valtonenem czułem, że nie jestem w stanie jakoś diametralnie zmienić losów tego starcia. Już w trakcie walki, kiedy miałem pozycję boczną na moją niekorzyść, czułem, że to jest ten moment, że trzeba będzie spełnić dawne postanowienia. Nic nie było przygotowywane, bo w założeniu miałem pojechać Valtonena. Stało się inaczej. Już po zakończeniu kariery miałem oferty walk za spore pieniądze. Takie, których nie zarabiałem nawet jakbym połączył kilka wcześniejszych walk. Musiałbym wstać rano, spojrzeć w lustro i stwierdzić, że jestem szują i mendą, żeby oszukać te kilka milionów fanów sprzed telewizorów i wypełniony Torwar. To byłoby nie w porządku. Nie ma takiej możliwości. Chyba, że przyjdzie w moim życiu chwila, że nie będę miał za co utrzymać rodziny i będę musiał lizać tynk ze ściany. Wtedy tak, wezmę tę walkę. To jest jednak jedyny powód, dla którego mógłbym wrócić do ringu i wziąć na siebie kubeł pomyj. Na razie nie ma takiego tematu. Brakuje mi adrenaliny, cyklu przygotowawczego. Staram się to wypełnić zadaniem, które mam na co dzień, a mam co robić.

Jako „emeryt” możesz sobie pozwolić na więcej? Jakiś melanż w weekend albo kebab o trzeciej w nocy?
(śmiech) Kebab o trzeciej tak. Melanż w weekend już nie, bo w weekend mam najwięcej pracy. Zazwyczaj mam jakiś wyjazd albo galę. Czy to Showtime, czy Fight Club na Orange Sport. Prawie co tydzień coś mamy. Pracujemy około 21-22, potem chwila przerwy przed UFC, które jest prawie co tydzień, więc weekendy odpadają. Doszła mi teraz jeszcze rola prezentera sportowego w Orange, więc nie mogę wyjść w piątek na balet, bo w sobotę rano muszę być na wizji. W weekend ja odpadam, w tygodniu jest ciężko zebrać ekipę. Poruszyłeś dobry temat, bo mam spore zaległości względem swoich dobrych znajomych. Mam nadzieję, że ten konflikt czasowy kiedyś uda nam się rozwiązać. Za to kebab przed trzecią tak, bo przed UFC musimy coś zjeść. Mamy taki rytuał z Andrzejem, że pomiędzy jedną, a drugą galą jedziemy na sushi, ale jak Andrzej musi jeszcze coś załatwić, gdzieś podjechać, a pracuje 24 godziny na dobę, to mam takiego kebaba przy Orange, którego regularnie okupuję. Niestety, taki tryb żywienia, ważę 104 kilo, jestem upasioną świnią, nie mam czasu trenować, ale mam mocne postanowienie, żeby wziąć się za siebie i znaleźć więcej czasu, chociażby na bieganie. Teraz znajduję dwa razy w tygodniu czas na to, żeby przez 40 minut podreptać i raz pokopać piłkę. Do tego jeszcze dochodzą treningi, które prowadzę, ale to nie jest to, co sam bym robił na macie. Tego mi chyba najbardziej brakuje.

Wracamy na KSW 15, gdzie mieliśmy powrót Michała Materli. Najpierw Babene, potem Zikić i wreszcie Horwich. Jak z nim czasem rozmawiam, to on sam jest zaskoczony, że to się potoczyło tak szybko i fajnie. Ciebie też tym zaskoczył? I jak daleko może zajść?
Michał może zajść bardzo daleko. KSW 15 to był dla niego fajny przełom. Wrócił po dwuletniej przerwie, wszyscy widzieli w nim jednowymiarowego zawodnika, któremu brakowało zapasów i stójki. Tymczasem pokazał wszystkim, że wrócił jako zawodnik kompletny. Zwłaszcza w walce z Zikiciem, która była świetnym pokazem boksu. W walce z Horwichem w stójce czuł się pewniej niż bardzo doświadczony Amerykanin. W 84 jest jeszcze kilku zawodników, których można sprawdzić z Michałem. Ja osobiście chciałbym zobaczyć jego walkę z Leitesem albo Santiago, który też jest wolny. Można by sprawdzić poziom wyszkolenia Michała na tle Brazylijczyków. „Cipek” może zrobić karierę niezależnie, czy dojdzie do jego walki z Mamedem. On jest na takiej fali, że ciężko będzie go z niej zdjąć. Dla mnie, po Mamedzie, Michał jest najlepszym zawodnikiem wagi średniej w Polsce.

Na KSW 15 walczył także Niko Puhakka, którego później z przyczyn, o których było głośno, już nie oglądaliśmy. Myślisz, że Niko jeszcze w Polsce zawalczy?
Bardzo bym chciał, żeby zawalczył. Oczywiście są te wszystkie kontrowersje, które były związane z wydarzeniami w Skandynawii, ale to jest jednak trochę pompowane. Wiadomo, że są gazety, które żyją takimi tematami, ale ja patrzę na Puhakkę przez pryzmat sportu, a nie tego co ma wytatuowane. Sportowcem jest bardzo dobrym, każdy w wadze lekkiej będzie miał z nim problem. Jest bardzo silny, dobry technicznie… On musi tu wrócić! Nie wyobrażam sobie, że KSW do niego dzwoni i mówi „oddaj pasek, bo nie możesz walczyć”. Nie. On musi przylecieć i o ten pas walczyć. Mam nadzieję, że za chwilę to wszystko ucichnie i na KSW 19, może 20, będzie walka o mistrzowski pas z udziałem Puhakki. Ja na to czekam i mam wrażenie, że wielu fanów też.

Na Torwarze ty przegrałeś z Valtonenem, a Janek Błachowicz z Sokoudjou. Później na KSW 16 pomścił ciebie, a potem samego siebie na KSW 17. To był ostatecznie dobry rok dla Janka? Ta pierwsza porażka z Soko faktycznie była mu potrzebna?
Tak. Też jestem takiego zdania. Do pierwszej walki wychodził nie jako on. Wszyscy, którzy znają dłużej Janka, którzy z nim trenują, wiedzieli, że ta presja związana z UFC mu zaszkodziła. Wielu już mówiło, że jak tylko wygra z Soko, to już Joe Silva ma komórkę w ręce i dzwoni zza oceanu z kontraktem. Raz ta presja, a dwa, że to ustawienie, które zaproponował Andrej Mołczanow mu nie do końca leżało. Janek musi walczyć po swojemu, a nie zmieniać sposób poruszania się przed tak ważną walką. Przegrał bardziej z samym sobą, a prawdziwego Janka zobaczyliśmy w rewanżu. Moim zdaniem to był bardzo udany rok, bo porażka w pierwszej walce dała mu więcej niż dałoby mu zwycięstwo. Ja dalej będę mówił, że Janek wraz z Mamedem są najlepszymi polskimi zawodnikami MMA. Skoro Mamed nie chce wyjeżdżać, to Janek zrobi największą karierę z polskich zawodników.

Właśnie, co z tym UFC? W niektórych po KSW 17 te nadzieje odżyły, ale część mówi „hola, hola. Nie z taką kondycją”.
Wszyscy ci, którzy tak bardzo narzekają na kondycję Janka, nigdy nie wjechali w 100-kilogramowego murzyna na takiej petardzie. Pewnie, że można wiele jeszcze poprawić. Trzecią rundę Janek przewalczył już na samym talencie. Takie rzeczy jak kondycja są do poprawy, ale nie przesadzajmy. Ja pierwszy raz widziałem go zmęczonego. To jest człowiek, który się nie męczy. Robi 25 minut na dochodzenie i wszystko jest okej. Sam w wywiadach mówił, że popełnił błąd na rozgrzewce, że go przytkało. Ja miałem okazję trenować z Soko, jak przyjechał do nas z Team Quest i wiem, że jest bardzo silny, więc Janek mógł się zmęczyć. Spokojnie. To takie szukanie dziury w całym i dyskredytowanie Janka jako zawodnika. Nie przesadzajmy. Ja bym się o kondycję Janka nie martwił. Jeśli dostanie walkę w UFC, to przygotuje się na 15 minut walki i będzie dobrze.

Na takiej pełnej petardzie wjechał jeszcze w Valtonena na KSW 16. Serce ci mocniej zabiło podczas tej walki?
Pewnie, że tak, bo rozmawialiśmy wcześniej o tym. Ja wprawdzie pukałem się w czoło, jak słyszałem, że walkę może traktować w kategorii jakiejś zemsty. Można było marketingowo to fajnie sprzedać, że mój szwagier będzie się bił z moim pogromcą. Trochę się z tego pośmiałem. Zwłaszcza jak Janek mi przyniósł swój puchar na stanowisko komentatorskie. Szybko mu ten puchar odniosłem do szatni, powiedziałem, żeby się nie wygłupiał. Pewnie, było sporo emocji, ale ta walka była potrzebna przede wszystkim jemu. Najbardziej mnie cieszy, że rozwiązał to w takim stylu, w jakim chciałbym go zawsze oglądać. Jednak te personalne sprawy to czysty marketing, bo my między sobą się z tego śmialiśmy.

W Ergo Arenie była pierwsza walka „Pudziana” z Thompsonem. Pierwsza runda spektakularna, ale później już słynny traktorek i szybki koniec w drugiej rundzie. Jak porównasz te dwie walki, to rzeczywiście w American Top Team Mariusz się rozwinął jako zawodnik? Nie mówię tutaj o kondycji, której poprawa była bardzo zauważalna.
Myślę, że dużo zyskał. W tej drugiej walce Mariusz się nie podpalał. Trafił, poczekał na kolejną okazję, nie poszedł na hurra, nie złapał oddechu, który wypuści za dwie minuty. Była praca w parterze, jakieś przetoczenie. Technicznie ma jeszcze co poprawiać, a najbardziej widoczny był postęp kondycyjny. To bardzo pozytywny aspekt tej drugiej walki. Widać, że został dobrze pokierowany przez ludzi z ATT. Wyjeżdża tam znowu i myślę, że to najlepsze co może zrobić. On to robi dopiero dwa lata, dajmy mu jeszcze ze trzy i zobaczymy, czy jest takim stricte zawodnikiem MMA.

Z tych trzech numerowanych gal KSW, która była twoim zdaniem najlepsza?
KSW 15 nieudane, bo większość Polaków w plecy. 16 powoli się rozkręcała, bo na początku było dużo przerw, palce w oczach, połamane ręce i różne rzeczy. Pod względem widowiskowym najlepsza była dla mnie KSW 17. Nokaut „Kornika” to salony świata.

Rok rozpoczęła gala KSW Extra, na której właśnie Artur Sowiński zaczął serię trzech kolejnych zwycięstw na KSW. Myślisz, że teraz „Kornik” powinien dostać walkę o pas i rewanż z Puhakką?
Zdecydowanie tak. Jeżeli ktoś ma walczyć z Puhakką, to właśnie „Kornik”. Zwycięstwem nad „Irokezem” udowodnił, że teraz jest jego kolej i dla mnie kolejna walka Artura to musi być pojedynek o pas z Puhakką. Jeżeli nie uda się nikomu ściągnąć Puhakki do Polski, to z jakimś równie dobrym zawodnikiem. Moim zdaniem „Kornik” jest najbardziej niedocenianym zawodnikiem w Polsce. To jest chłopak, który ma fajny warsztat i dobrze ułożoną głowę. Nokautując „Irokeza” zamknął usta wielu hejterom. Między innymi mnie. Już go przepraszałem po walce, że stawiałem na „Irokeza”. Nie wynikało to z obniżania jego sportowej wartości, ale raczej z tego, że z Maćkiem znamy się bardzo dobrze i tylko tyle. Na KSW 19 lub 20 życzyłbym sobie walki Artura z Puhakką. Jeżeli „Kornik” jeszcze trochę podźwiga i zrobi siłę, to pojedzie Niko przed czasem.

Gala w Ełku to miał być pomysł na nowy cykl mniejszych gal w mniejszych miastach. Teraz KSW znowu szuka pomysłu na cykl Extra, gala w Płocku stała się nagle numerowaną. Myślisz, że tego cyklu Extra powinno się zaniechać i robić tylko gale numerowane?
Odnosząc się do UFC jako tej największej organizacji, która wyznacza światowe standardy, to przecież tam też masz gale typu Fight Night, czyli mniejsze gale dla zawodników, którzy nie mieszczą się na głównych kartach gal numerowanych. KSW 18 w Płocku miało być galą Extra, ale jest w mieście nowa hala, władze miasta zażyczyły sobie duży event. KSW ma mocne wsparcie od władz miasta i zdecydowano się na galę numerowaną. Płock chciał mieć u siebie dużą galę i ją ma. Jest wiele miast w całej Polsce, które zgłaszają się do KSW o organizacje mniejszej gali, więc myślę, że kilka gal Extra jeszcze zobaczymy, bo jest gdzie je robić.

Pojawiła się na polskim rynku organizacja MMA Attack, ty zostałeś matchmakerem, więc na początek powiedz jak czułeś się w tej roli?
Fajna zabawa. To co zazwyczaj robisz sobie wirtualnie nagle możesz spisać na papier i kolejnym krokiem jest negocjowanie kontraktów z tymi zawodnikami. Robota cięższa niż się spodziewałem. To, że sobie wymyślisz fightcard, porozmawiasz z ludźmi i uzyskasz wstępną zgodę to jedno, ale poukładanie tego wszystkiego administracyjnie, negocjowanie warunków przylotu, stawek nie jest takie proste. Ja sam jestem byłym zawodnikiem i chciałem, żeby zawodnicy, którzy walczyli na MMA Attack zarabiali godnie, bo wiem ile się zarabiać powinno, a ile nie powinno. Na KSW są zawodnicy, którzy zarabiają ogromne pieniądze i są zawodnicy, którzy powinni zarabiać więcej, ale to zależy od indywidualnych kontraktów. Na MMA Attack polscy zawodnicy zarobili pieniądze, których wcześniej nikt im nie dał zarobić, a zagraniczni zawodnicy chyba też są zadowoleni skoro chcieli tu przyjechać. Kwestia pieniędzy to jedno. Drugie to to, że zawsze ktoś z tej rozpiski może wypaść. Tak jak teraz Eddie Sanchez, na którego bardzo liczyłem. Miałem nadzieję, że jego walka z Kitą mogła być fajną walką wieczoru. Wypadł Sanchez, trzeba było znaleźć zastępstwo. Trafił się Ricco Rodriguez, czyli wielka firma i mała walka. Fajna robota, mogę wpisać do CV nowy rozdział. Nie wiem co dalej z tym tematem. Mam jakieś propozycje, ale to ciągle kwestia dogadania się. Są pewne zależności, w tym telewizyjne, które mogą wykluczać mi różne opcje.

Jesteś jedną z ikon KSW, a twoja współpraca z MMA Attack wpisała się w konflikt pomiędzy federacjami. Maciek z Martinem zarzucali nieuczciwą konkurencję, podkradanie zawodników, omijanie kontraktu Najmana. Jak ty widzisz ten konflikt?
Konflikt na pewno dotyczył pana na N. On miał podpisany kontrakt, więc to jeszcze nie jest koniec jego sprawy. Konflikt mojej osoby został podsycony przez media, a nie przez Maćka i Martina. Oni wiedzieli, bo spotkaliśmy się wcześniej. Nie prosiłem o zgodę, bo tego robić nie muszę. Nie jestem na pensji KSW, tylko nazywam się Łukasz Jurkowski, obecnie jestem niezrzeszonym dziennikarzem, freelancerem, więc jeśli ktoś oferuje mi duże pieniądze to jest okej. Spotkałem się z nimi i oni nie mają z tym problemu. Znaczy się mają problem marketingowy, ale nie mogą mi tego zabronić. W mojej sytuacji zrobiliby to samo i każdy zrobiłby to samo. Tylko ktoś bardzo nawiedzony nie przyjąłby takiej oferty. Oczywiście, musiałem to wyjaśniać, mówić, że jestem zawodnikiem KSW, bo tak się czuję. KSW dało mi wszystko to, co mam teraz i jestem wobec tej federacji bardzo lojalny. Jednak zarabiam na swoją rodzinę, muszę z czegoś spłacić kredyt, mam córeczkę i psa, który dużo je. Tyle. Nie ma tu żadnego kontrowersyjnego tematu. Czysty biznes.

Widzisz w MMA Attack pierwszą realną konkurencję dla KSW. Taką, która się mocno rozwinie i zostanie na rynku?
Oczywiście, że tak. To, że tak często Maciek i Martin wymieniają MMA Attack świadczy o tym, że oni też to widzą. To nie jest jedna z tych gal, która się pojawia i za chwilę znika, tylko że jest to twór, który może na dłużej zagościć na rynku, co jest naturalną konkurencją dla KSW. Dla zawodników to wielka frajda, że będą dwie organizacje. Dla panów z KSW i MMA Attack już mniej, bo to oznacza dzielenie rynku. Myślę, że fajnie byłoby dogadać się w kwestii niekolidowania terminów, ale to jest raczej nierealne. Nikt, kto robi komercyjną imprezę, nie będzie się dzielił terminami. Dobrze, że zawodnicy, którzy nie są związani kontraktem z KSW mogą walczyć na fajnej gali i pokazać się w telewizji. Fajnie, że kolejna duża stacja telewizyjna chce promować MMA w Polsce. Gdy kończyłem karierę to mówiłem, że chcę promować ten sport, więc dla mnie to, że pomagam robić fightcard, który później ludzie będą oglądać w telewizji, to też jest ta misja szerzenia MMA w Polsce. Wszyscy chcemy, żeby jak najwięcej osób postrzegało MMA nie przez pryzmat Mariusza Pudzianowskiego, ale też przez innych zawodników.

Skoro jest telewizja, to są i komentatorzy. Jak oceniasz pracę duetu Marchliński-Glabus, zwłaszcza debiutującego w tej roli „Alfa”?
Bardzo mi się podobało. Moja żona jest moim największym krytykiem i zawsze wytknie mi każdy błąd językowy. W trakcie gali miałem z nią stały kontakt. Mówiła mi, że chłopaki rozkręcili się po pierwszych dwóch walkach i szło im zaj**iście. Ja sobie obejrzałem galę później i naprawdę szacuneczek. Widać, że „Alf to czuje, a nie jest to łatwa robota. Razem ze swoim współkomentatorem z TVN-u zrobili kawał dobrej roboty. Fajnie, żeby zostali i komentowali kolejne gale, żeby wyrobili sobie swoją markę, taką jaką ja wyrobiłem sobie na przestrzeni siedmiu lat pracy z Andrzejem Janiszem. Wszędzie musi być konkurencja (śmiech).

Na MMA Attack były przede wszystkim fajne walki, która ci się najbardziej podobała? Walka Sobotta – Mańkowski to walka roku w Polsce?
Musiał bym to prześledzić mocno wstecz, ale zdecydowanie jedna z najlepszych. Pod względem sportowym na pewno najlepsza na gali. Pod względem widowiskowości Drwal – Padilla. Moim zdaniem, to były dwie najlepsze walki na MMA Attack.

Werdykt w walce Sobotty z Borysem wzbudził sporo kontrowersji*, później na KSW 17 oprócz walki „Pudziana” kontrowersje wzbudziła walka Antka. O co chodzi z tym punktowaniem?
Moim zdaniem w walce Sobotty bardziej od względów sportowych zadecydowały względy patriotyczne. Nie będę oceniał pracy sędziów i nie mogę powiedzieć, że źle sędziują, ale i w KSW i w MMA Attack są ludzie, którzy, moim zdaniem, nie powinni tego robić. Dla mnie Sobotta bezwzględnie wygrał po dwóch rundach, a dogrywka była na remis. Jeśli już dali dogrywkę, to po niej powinien być remis.

Nie tylko MMA Attack debiutowało w poprzednim roku, ale także kilku zawodników, w tym Marcin Różalski i Tomasz Szczerek. Jak oceniasz debiuty tych dwóch zawodników?
Do Marcina mi zdecydowanie bliżej, bo znamy się już trochę. Wiem co potrafi i jakie ma plany. To nie jest przygoda na chwilę, mocno się wkręcił. Jeszcze kiedyś na hasło MMA reagował negatywnie, od razu był na nie, bo walka w parterze mu nie leży. Wprawdzie trenował kiedyś judo, ale przytulanie się na ziemi nie leży w jego naturze. Później trochę się pokulaliśmy, trenował też z kilkoma zapaśnikami i przekonał się do alternatyw dla walki w stójce. Pierwsza walka w jego wykonaniu była dobra. Wiadomo, że brakuje mu doświadczenia i zapasów. W drugiej walce pokazał tytanową szczękę, bo stawiam, że 99,9% zawodników wagi ciężkiej, których tak czysto trafiłby Shemetov już by nie wstało. To, że „Różal” to przetrwał, jest czymś niewiarygodnym, a przecież kontuzja Rosjanina, to nie jest wina Marcina. W tej walce miał dużo szczęścia, ale w pierwszej już nie można tak mówić. Było TKO po rozcięciu spowodowanym przez „Różala”. „Doktor” sam sobie tego nie zrobił. Poczekamy co będzie dalej, bo na trzecią walkę jest planowany bardzo mocny przeciwnik.

A Tomek Szczerek, utytułowany zapaśnik, uczestnik ADCC?
Miałem okazję oglądać jego debiut w Słupsku i widać niesamowitą bazę zapasów. To jest poziom, którego brakuje naszym czołowym zawodnikom. Jeżeli będzie się dalej rozwijał boksersko, to myślę, że na przestrzeni dwóch lat musi nabrać doświadczenia ringowego w tej formule i będzie dobrze, bo umiejętności ma. To, że mu się noga powinęła niczego nie zmienia. W tym sporcie każdy przegrywa. Ta porażka jest wliczona w jego naukę. Tomek Szczerek może zrobić karierę.

Debiutował jeszcze jeden zapaśnik. Andrzej Wroński, czyli jedyna osoba w polskim MMA, która ma więcej medali olimpijskich od Pawła Nastuli. Podobał ci się ten pomysł?
Telewizyjnie i marketingowo fajnie, bo spotyka się dwóch mistrzów olimpijskich, w tym jeden podwójny. To była jednak walka zawodnika MMA z zapaśnikiem, który chyba nigdy nie przyjął ciosu w twarz. Zwariował po jednym ciosie, którego nawet nie przyjął czysto, tylko przez gardę, wstrząsnęło nim za mocno i pan Wroński spanikował. Strach przed ciosem to jest coś czego się nie przezwycięży mając ponad 40 lat, więc pan Wroński zdecydowanie powinien dać sobie spokój z MMA.

A co z Pawłem Nastulą? On podkręcił sobie tempo w minionym roku, ale myślisz, że dalej będzie toczył walki takie jak z Ambrizem lub Wrońskim, czy jeszcze zdecyduje się na ambitniejsze wyzwanie sportowe.
Warunkiem kontynuacji kariery Pawła było nie dostanie się do sejmu. Kandydował, nie udało się i dla fanów MMA to dobra wiadomość. Wróci w pierwszej połowie 2012 roku i mam nadzieję, że z konkretnym przeciwnikiem. Takie są plany, Paweł cały czas jest w formie, trenuje, ale o szczegółach trzeba rozmawiać z nim.

Objawiło nam się w minionym roku kilka talentów, w tym Piotr Strus oraz Marcin Naruszczka i Krszysztof Jotko. Pokazał się także starszy od nich Robert Kręcicki, który pokonał Valtonena.
Problemem Jotko i Naruszczki jest ich trener. Osoba Mirka Oknińskiego będzie im zamykała drogi do najlepszych gal w Polsce. Szkoda i mam nadzieję, że znajdą się miejsca zagranicą, gdzie będą się rozwijali. Krzysiek i Marcin mają fajne papiery na zrobienie kariery. Piotrek Strus jest największym prospektem MMA w Polsce i wiem, że już zabijają się o niego nasze dwie największe krajowe federacje. Potwierdza to Sherdog, który wyróżnił go jako jeden z najciekawszych prospektów w Europie. To jest chłopak, który rozwija się w niesamowitym tempie. Obserwuję go od początku jego kariery. On przychodził do nas do Nastula Team jako zawodnik, który robił tylko muay thai i miał mocną stójkę. W przeciągu dwóch lat podszkolił zapasy i parter do takiego poziomu, że ciężko z nim walczyć na chwyty. Duża przyszłość przed tym chłopakiem, który już jest gotowy, by próbować się z największymi nazwiskami w Polsce i Europie.

Powiedziałeś o Mirku Oknińskim, który został przewodniczącym komisji MMA w Polskim Związku Ju-Jitsu. To jest twór, który ma uregulować wiele kwestii organizacyjnych, rozdawać licencje sędziowskie, promotorskie i czuwać nad amatorskim MMA. Jak oceniasz ten pomysł?
Założenia są dobre, a pomysł legalizacji tego wszystkiego jest jak najbardziej szczytny. Nie da się zalegalizować i usankcjonować MMA w ten sposób. Wyobrażasz sobie, że Mirek idzie do KSW i wydaje im licencję na robienie gal? Nie mamy o czym mówić. Tak samo robienie kursów instruktora MMA. Każdy szary Kowalski, który trzy lata temu zajmował się np. Krav Magą, bez obrazy dla tej formuły, umie zadać lewy prosty i założy sobie klub, bo ma licencję. Mi się to nie podoba, bo polskie MMA jeszcze przez 50 lat nie będzie na to gotowe. Nie ma takich tworów na świecie, to dlaczego ma być u nas? W USA masz komisje sportowe i one to regulują. Amatorskie zawody pod egidą tego związku mogą nazwać się legalnymi, ale jak będę chciał zrobić sobie zawody MMA w klubie Copacabana, złożę wszystkie papiery do władz miasta i nie potrzebuję na to zgody, a co za tym idzie nie muszę wpłacać składki do kieszeni Mirka Oknińskiego.

Sporo jeździsz po amatorskich zawodach, widujemy się na mniejszych galach, więc masz ogląd sytuacji. Mamy w Polsce więcej takich talentów jak Strus i Jotko?
Naprawdę dużo. Jeżdżę na zawody i pracuję tam oczywiście głównie jako trener, ale obserwuję też tych, którzy tam walczą. Sam mam potrzebę obserwowania tego, jak rozwija się ten rynek. Pamiętam sytuację z 2004 roku i mam frajdę, że co tydzień jest jakaś gala. Mamy portal MMARocks, który codziennie wrzuca informacje z Polski, Europy i świata, który czyta wielka rzesza ludzi. To pokazuje jak bardzo urosła ta dyscyplina na przestrzeni siedmiu lat. To nie jest nasze ostatnie słowo. Wejdą kolejne federacje, będzie show związane z MMA w Polsce. Na zawodach amatorskich mamy zawodników, którzy już teraz poradziliby sobie na galach zawodowych. Trzeba tylko dać im okazję pokazania się.

Rok temu podczas podobnego podsumowania śmialiśmy się z walki Overeem – Emelianenko anonsowanej przez Strefę Walk. Kolejny rok, kilka konferencji i wreszcie odwołanie kolejnej gali. Myślisz, że to już ostateczny koniec tej organizacji?
Mam taką nadzieję. Trzymam kciuki za każdą federację w Polsce. Za Strefę Walk trzymałem do pierwszego wywiadu z organizatorem. Cały PR, pomysł na to, to wszystko kazało mi załamać ręce. To nie jest dobry pomysł, by iść na wojnę z każdym w Polsce. Nie rozumiem anonsowania, że to oni robią pierwsze prawdziwe MMA w Polsce, bo to zaprzecza temu, co robiłem przez ostatnie siedem lat. Gdy razem z Andrzejem Janiszem usłyszeliśmy, że robią walkę Emelianki w Polsce, to stwierdziliśmy, że ta gala się nie odbędzie. Trzy miesiące później to się potwierdziło. Przy tej polityce to się nigdy nie odbędzie. Nie mam satysfakcji z oglądania mocno żenującej konferencji z odwołania gali na dzień przed. Mam nadzieję, że w tej formie Strefa Walk na polski rynek nie wróci, a mam wrażenie, że po tej wpadce finansowej już się nie podniosą. Nie tędy droga.

Moim zdaniem to przede wszystkim zły PR dla całej dyscypliny.
Zdecydowanie. W te kwestie nawet nie chcę wchodzić. Sama prezencja i wypowiedzi pokazują, że absolutnie nie tędy droga. Mi jest żal tylko zawodników, którzy mocno się przygotowywali, a nie było im dane się pokazać. Rozumiem ich wk***ienie, skoro na dzień przed walką dostają informację, że nie zawalczą. Mam nadzieję, że dostali jakąś rekompensatę, bo koszty przygotowania w Polsce są spore.

Jednak nie tylko oni robią czarny PR. W maju „Gazeta Wyborcza” poinformowała, że w związku z zamieszkami po finale Pucharu Polski w Bydgoszczy został zatrzymany znany zawodnik MMA i kibic Legii. Odebrałeś wtedy większą liczbę telefonów niż w inne dni?
Po tym artykule dzwonili do mnie absolutnie wszyscy. Cała rodzina i nawet pracodawcy telewizyjni. Okazało się, że też jest to zawodnik MMA i kibic Legii, który został zatrzymany. Ja akurat byłem w Bydgoszczy, więc ci, którzy wiedzieli, że byłem na tym meczu, mogli sobie sporo dopowiedzieć. Ja mam za dużo do stracenia, żeby ryzykować takimi wybrykami. Nie jara mnie to i tyle. To byłby dopiero zły PR, gdybym się w to wpieprzył. Część prasy, by nie odpuściła i dopiero zrobiono by z MMA sport dla chuliganów. „Wyborcza” to jest osobny temat, bo w ich naturze leży, żeby każdego pojechać. Czy to kibiców Legii, czy zawodników MMA chcą sprowadzić tylko do chuligaństwa i bandytyzmu. Psy szczekają, karawana jedzie dalej.

Nie boli cię to? Ostatecznie okazało się, że zawodnik nie był ani znany, ani z sukcesami, ani utytułowany, a na potrzebę chwili zrobiono z niego gwiazdę MMA.
Jestem przekonany, że zamiarem artykułu było dyskredytowanie mojej osoby. Ktoś znalazł sobie punkt zaczepny i pociągnął temat. Dla mnie szokiem było, a widać to było po forach internetowych, czy tych telefonach, które wtedy odebrałem, że zasugerowano, że chodzi o mnie. Nie jest to fajne, dlatego u mnie w domu „Gazety Wyborczej” nigdy nie zobaczysz.

Niestety, ale mieliśmy też dwa realne zatrzymania, czyli „Uszola” i „Kociao”. Też zła reklama dla naszego środowiska.
Wszędzie zdarzają się takie rzeczy. Ja jestem zdania, pomimo że Daniel jest moim kolegą, że za błędy trzeba płacić. Jeżeli ktoś decyduje się na błędy, to musi też ponosić konsekwencje. Szkoda, że odbija się to na całej dyscyplinie. W piłce nożnej też znajdziesz takie sytuacje. Właściwie w absolutnie każdym sporcie. MMA jest na cenzurowanym, więc musimy sobie z tym radzić. To nie jest ostatni tego typu czarny PR, ale musimy robić absolutnie wszystko, by w świadomości ludzi nasz działka zaistniała jako dyscyplina sportowa, a nie wylęgarnia bandytów.

Myślisz, że uda się skończyć z generalizowaniem MMA? W mainstreamowych mediach wciąż jest mało osób, które piszą inaczej, niż o walkach przestępców, chuliganów i idiotów.
Nie ma jeszcze tylu dziennikarzy i takiej siły przebicia, szczególnie w mediach pisanych. W telewizji jest już lepiej. W mediach pisanych wciąż brakuje MMA jako normalnego sportu. Myślę, że to kwestia czasu. Wierzę, że największa sportowa gazeta w Polsce będzie miała stałą rubrykę o MMA i będzie to czysto sportowe. To będzie wielki krok dla każdego kto codziennie kupuje tę biało-czerwoną prasę i chciałby przeczytać też o MMA. Nie oszukujmy się, jeśli coś ogląda 5 milionów osób w telewizji, to nie jest to anonimowy sport. Nie demonizowałbym tego, że w masowej świadomości jeszcze pokutuje zła sława. Tak było kilka lat temu. Obracam się w świecie ludzi telewizji, którzy MMA traktują jak sport i z ich strony jest to widowiskowa dyscyplina. Są oczywiście wyjątki, ale często od dziennikarzy, nawet tych starej daty, słyszę, że oglądają MMA. Po niektórych bym się nigdy nie spodziewał, że im się to spodoba. Idziemy w dobrym kierunku. Bez żadnej gloryfikacji mojej osoby, ale to, że pcham mordę do wszystkich możliwych mediów nie jest podyktowane tym, że chcę się nachapać hajsu. Chcę pokazywać, że facet, który stoczył 25 walk w MMA nie ma mordy bandyty, chociaż może akurat mam, ale potrafi powiedzieć dwa zdania, zainteresować tym sportem ludzi. Dla mnie miłym doświadczeniem jest spotykanie ludzi po czterdziestce, którzy mówią „panie Łukaszu, widziałem ostatnią galę. Bardzo mi się podobało. Jeszcze nie do końca wszystko rozumiem, ale obejrzę następne”. Jak ze 100 tysięcy ludzi zarazisz dziesięć osób, to i tak ta dziesiątka zacznie wkręcać następnych. Musimy promować. Tak jak ty i każdy kto próbuje wpychać MMA we wszystkie możliwe media. To jest robota, którą wszyscy związani z MMA i mający możliwości, musimy na potęgę wykonywać jeszcze przez kilka lat. Wtedy za 10 lat siądziemy przy basenie, zapalimy cygaro i będziemy się cieszyć z wykonanej pracy.

Myślisz, że nasze MMA jest już w takim punkcie, że po odejściu Mariusza Pudzianowskiego zostanie coś więcej niż niszowy sport dla grupki zapaleńców?
KSW 15 oglądało powyżej dwóch milionów widzów. Oczywiście, jak patrzymy przez pryzmat 5-6 milionów, które oglądało debiut Mariusza, to faktycznie ktoś może powiedzieć, że dostaliśmy po dupie. Ortodoksyjni fani MMA muszą jednak pamiętać, że to jest oglądalność, którą mają niektóre mecze reprezentacji w piłkę. Bez Mariusza MMA sobie poradzi, ale dobrze, że jest „Pudzian” i ciągle podkręca zainteresowanie.

W moim odczuciu był taki przełomowy moment w tym roku, który mnie osobiście bardzo ucieszył. Po walce „Pudziana” ludzie nie wychodzili z hali, tylko czekali na Mameda.
To był sprawdzian w Ergo Arenie, bo w Spodku połowa osób wyszła. Na KSW 16 rozglądaliśmy się z Andrzejem po hali i patrzyliśmy kto wychodzi. Hala siedziała i czekała na Mameda. Super moment, pokazujący, że pół hali tym razem nie przyszło na samego Mariusza, ale oglądać MMA.

2012 rok będzie jeszcze lepszy niż 2011?
Patrząc na to jak dyscyplina się rozwija od siedmiu lat, to nie widzę czemu miałoby się dalej nie rozwijać. Będzie jeszcze lepszy. KSW planuje więcej eventów. MMA Attack nie powiedziało ostatniego słowa i wraca do gry. Mam nadzieję, że inne organizacje złapią wiatr w żagle. Stacje telewizyjne cały czas szukają materiałów, bo widzą, że MMA ma oglądalność. Ja obecnie robię dla czterech stacji, a to nie wszystkie, które pokazują walki. W 2012 roku będzie więcej gal w telewizji i to nie tylko tych amerykańskich. Pod tym względem w Europie przodujemy i to już nie jest niszowa dyscyplina.

A jakiś Polak ma szanse w nadchodzącym roku zawalczyć w UFC?
Pewnie, że tak. Trzymam kciuki za Janka Błachowicza. Jeśli na kolejnej gali KSW dostanie mocnego przeciwnika i z nim wygra, to czemu nie? Tym bardziej, że Joe Silva już wie kto to jest Jan Błachowicz.

Jakbyś miał rozdać nagrody za 2011 rok, to komu byś dał statuetkę? Zacznijmy od zawodnika roku.
Mamed Chalidow. Bezwzględnie. Trzy walki wygrane w takim tempie i takim stylu robią swoje. Myślę, że Mamed pod tym względem zdecydowanie zasłużył na nagrodę.

Nokaut roku?
„Kornik”. Rewelacyjny nokaut, którego chyba nikt długo nie powtórzy na naszym podwórku.

Poddanie?
Musiałbym się mocno zastanowić. Nie chcę znowu wrzucać Mameda i tego, że Lindland odpłynął. (Juras się zastanawia) Coś mi chodzi po głowie, ale wychodzi mi jednak na tego Mameda z Lindlandem. Takiego zapasiora dusić do nieprzytomności gilotyną, jeszcze z ręką, to trzeba być strasznym fizolem, żeby to wyciągnąć. Mój typ to Mamed z Lindlandem.

Dzięki za wywiad i poświęcony czas.
Nie ma sprawy. O MMA mógłbym rozmawiać bez końca (śmiech)
Ekspert SFD
Pochwały Postów 686 Wiek 32 Na forum 11 Płeć Mężczyzna Przeczytanych tematów 13120

PRZYSPIESZ SPALANIE TŁUSZCZU!

Nowa ulepszona formuła, zawierająca szereg specjalnie dobranych ekstraktów roślinnych, magnez oraz chrom oraz opatentowany związek CAPSIMAX®.

Sprawdź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 2 Napisanych postów 213 Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 2643
"Ja często powtarzam to, co mówi Dana White za każdym razem, kiedy jest jakaś kontrowersyjna decyzja, że zawodnicy nie powinni zostawiać nic w rękach sędziów. "

No tak troszkę kontrowersyjna tylko była. Gada żeby gadać, nie lubię.
Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Trening interwałowy - boks, sztuki walki, mma

Następny temat

Pytanie o walkę Jones-Machida

WHEY premium