Na SFD więcej czytam niż piszę, praktycznie cała swoja wiedze czerpe z forum + czasami gazet :) Przechodzac do rzeczy: Ćwiczę już od 2 lat - pierwsze 3-4 miesiace to było takie zaznajamianie się z tematami diety i siłowni. Potem zaczeło się bardziej na poważnie. Jestem ekto, ciezko mi cokolwiek nabrać masy, geny powiedzialym, ze mam totalnie nie przystosowane do siłowni (ja tak uważam . W Diecie mam ~4500-5000kcal dziennie, co daje mi okolo 0.5kg tygodniowo. Jednak po 1.5 miesiaca zaczynaja sie schodki i trzeba podciagac ich ilosc. Zaczynalem od 55kg, teraz jest 73kg.
Przechodzac do sedna: wszystko idzie mi bardzo ciezko (w porownaniu do innych moich znajomych), przez dwa lata z 28 zdolalem zrobic 34cm w bicepsie (sic! najslabsza partia). Plecy + nogi ida najlepiej.
Przez ten okres eksperymentowałem z dieta - maja 60% białka, nie zauwazylem przyrostow wagi. Gdy proporcję zmieniłem do 60% weglowadnow, 30% bialka i 10% tluszczy waga dopiero ruszała do przodu. Najlepiej czuje sie na splicie partia 2x tydzien, gdzie zauwazyalne sa przyrosty. Czuje, ze teraz dorwał mnie zastoj. Pytanie: Czy dalej meczyc 5000kcal i treningi, czy sprobowac czegos innego?
Pare danych technicznych:
Waga: 73kg/178cm, 18 lat.
Dieta (aktualnie): 5000kcal (27% białko, 59% wegle, 14% tluszcz)
b/w/t: 287/640/140
BF: 13%
Trening 4x w tygodniu:
Pon: plecy + tył barku,
Wt: Klatka + przod barku,
Czw: nogi,
Pt: biceps + triceps + brzuch
Pozdrawiam :)
never back down