Troche zajmie mi opisanie moje problemu zw z odchudzaniem, więc prosze o cierpliwość :) tak więc: mam 21 lat, od ponad 8 lat cierpię na zaburzenia odżywiania. W wieku 13 lat jak każda durna nastolatka zaczęłam się głupio odchudzać, 300 kalorii dziennie, wyczerpujące treningi, etc, wpadając we wczesne stadium anoreksji. Okres ten trwał dosyć krótko, później zaczęły się czasy tzw jeden tydzień w******lania co popadnie, drugi ostrej głodówki. Natomiast od ponad 6 lat do dziś borykam się z bulimią. Jestem leczona psychiatrycznie od 2 lat, spędziłam 3 miesiące w szpitalu psychiatrycznym w zeszłym roku, na oddziale psychoterapii. Leki które dostaję do dziś (na początku była to fluoksetyna, później seronil, aurex, bioxetin plus typowe antydepresanty depakine chromo, alprox, alventa, asentra, sulpiryd, brane wymiennie) oraz psychoterapia pozwoliły mi zredukować liczbę ataków (u mnie atak bulimiczny wyglądał tak, że wcinałam wszystko co mi podeszło pod rękę włączając suchy makaron, następnie prowokowałam wymioty, nawet za pomocą połykania foliowej siatki, średnio podczas jednego ataku bulimik potrafi zjeść nawet 20tys kalorii, a patrząć na to ile ja jadłam jestem w stanie uwierzyć, że w moim przypadku też tak bylo) z czasem nawet 2 dziennie do 1-2 na miesiąc, co było dla mnie wielkim sukcesem. Waga podczas tych 5 lat wzmożonej choroby wachała się między 50 kg a 70 kg (przy wzroście 167cm), gdyż stosowałam przeróżnej maści diety, sfrustrowana swoim wyglądem (poczynając od kopenhaskiej, poprzez kapuścianą i inne wymysły, kończąc na tzw zdrowych i zbilansowanych 1000kcal). Konsekwencje tego wszystkiego były katastroficzne: brak miesiączki (dziś: bardzo niereguralna), ostre bóle brzuche (m.in. chorowałam na zapalenie otrzewnej, zapalenie jelit), łamiące się paznokcie, wypadające włosy, trądzik, napuchnięta twarz przez powiększone węzły chłonne, wiecznie podrażnione gardło, słabe szkliwo, rany na rękach, etc. Warto przy tym dodać, że mojej bulimii towarzyszy nadużywanie alkoholu (w tym roku spędziłam 2tyg na detoksie): zazwyczaj alkohol służy mi zapijaniu myśli o jedzeniu lub stanów depresyjnych. Stwierdzoną mam także niestety depresję dwubiegunową, ce****ą ją sinusoida nastrojów, i gdy jestem w tzw "dołku" lub w okresie wzmożonego stresu to pojawiają sie u mnie objawy bulimiczne. Po wyjściu ze szpitala zaczęło się u mnie w miare normować wszystko, nauczyłam się normalnie jeść (czytaj: sniadanie, obiad, kolacja, bez liczenia kalorii, bez poczucia winy po zjedzeniu posiłku, bez dojadnia, podjadania między posiłkami, etc). Schudłam "naturalnie" z ok 65 kg do ok 55. Niestety wzmagające się wciąż stany depresyjne, wciąż zmieniane leki, stres zw ze studiami, wciąż bardzo obniżone poczucie wartości, ciągłe niezadowolenie z wyglądu własnego ciała (tu myślenie u mnie cały czas pro-ana, idealny wygląd to wychudzone dziewczę bez biustu:/)jak i z całokształu wlasnej osoby, sprawiły, że zaczęły powracać ataki, teraz średnio 2-3 razy na tydzień. Przestałam jeść śniadania, znów wracam do starych nawyków jedzeniowych, jednego dnia wpierniczam, drugiego nic nie jem z poczucia winy, trzeciego zaczynam diete, czwartego pije i tak w kółko. Aktualnie waże ok 53 kg, ale nie jestem zadowolona ze swojego wyglądu głównie z powodu dużego, otłuszczonego brzucha i boczków. Nie mogę prowadzić normalniej diety czyt 1600 kcal, gdyż z powodu bardzo spowolnionego metabolizmu jest to niemożliwym dla mnie planem, bo na pewno bym utyła, czego ja nie zniosę:/ mam nadzieję jednak, że uda mi się kiedyś doprowadzić do tego, że będę mogła jeść "normalnie" i nie tyć. Chciałabym ułożyć sobie dietę, której moglabym się trzymać, ale nie chcę znów popadać w jakieś 300 kalorii, zresztą zależy mi głównie na schudnięciu z poszczególnych partii ciała (wiem wiem, ćwiczenia, zamierzam wprowadzić w życie szóstkę wejdera i basen 2 razy w tyg, też nie wiem czy to dobre, bo ja treningi znam tylko z mordowania siebie 2 godziny dziennie brzuszkami, nożycami, etc i tak naprawde W OGOLE sie na tym nie znam), a co do diety to wymyśliłam głownie opartą na jedzeniu nabiału, gdyż daje poczucie sytości i zawsze na nim chudłam. Nie wiem ile mam jesc, jakie cwicznia, ile ich, etc. Wizyta u dietetyka odpada - byłam, bez więszych skutków, tak samo u psychologa żywieniowego. Może znajdą się tu osoby z podobnym problemem, nie jestem fanatyczką niejedzenia, aczkolwiek myślenie "pro-ana" cały czas pokutuje w mojej głowie, mimo, że wiem, ze jedzenie 300kcal jest durne i daje mierne efekty, zwłaszcza u bulimiczek. Chciałabym jeść tak, by nie musieć prowokować wymiotów tzn bez poczucia winy, wprowadzić zbilansowaną dietę i ćwiczenia dzięki którym poradzę sobie z mankamentami figury i ciągłym myślniu o jedzniu i jak ono wpływa na mój wygląd. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, każda na pewno będzie mi pomocna.
Pozdrawiam,
Z.
Płeć: Kobieta
Wiek: 21
Waga: 53
Wzrost: 167
Obwód klatki: 88 (biust) 74 (pod biustem)
Obwód ramienia: 25
Obwód talii: 84 (boczki i brzuch)
Obwód uda: 44
Obwód łydki: 31
Szacunkowy poziom tkanki tłuszczowej: nie wiem
Aktywność w ciągu dnia: studia, aktualnie raczej tryb siedzący
Uprawiany sport lub inne formy aktywności: czasami spacery
Odżywianie: głównie nabiał, mięso, warzywa
Cel: poprawa estetyki i proporcji
Ograniczenia żywieniowe: tłuste produkty
Stan zdrowia: bulimia, depresja, problemy z żoładkiem
Preferowane formy aktywności fizycznej: basen
Stosowane aktualnie i wcześniej preparaty: zadne
Czy możliwe jest wprowadzenie suplementów: nie
Stosowane wcześniej diety: głodówki, kopenhaska, apuściana, 1000kcal