Mogę się podzielić moim wieloletnim doświadczeniem, choć nie będzie to opowieść o definitywnym pokonaniu smoka, bo ten smok ma 3 łby, które po ścięciu odrastają.
Mam jazdy z żołądkiem od ponad 5 lat. Wyniki gastroskopii zawsze te same: zapalenie śluzówki, bez nadżerek, powodem zapalenia nie jest H. Pylori.
Moje obserwacje: nie ma leczenia ziołami. Herbatki ziołowe takie jak rumiankowa, wywar z korzenia lukrecji, koperkowa, to w zasadzie tylko wspomagacze kuracji.
Najważniejsze to unikanie wyzwalaczy zapalenia śluzówki. U mnie te wyzwalacze to: tłuszcz (!), alkohol, kawa, wszelkiego rodzaju kwasy (kwaśne soki, zupy, jogurty, potrawy), nadmiar soli, jedzenie szorstkie (np.chleb wieloziarnisty, grube kasze, nawet brązowy ryż) oraz wszystko, co długo się trawi (w tym dużo mięsa).
Idealna dla żołądka jest (niestety) dieta lekkostrawna, czyli często o wysokim IG.
W chwilach upadku muszę brać IPP, zazwyczaj 20 mg na dobę.
Inne leki nie dają żadnego efektu wyleczenia. Czyli, gdy żołądek płonie: IPP przez 14 dni i mega lekka dieta, kleikowa.
Pierwsze symptomy, że coś się będzie działo: spadek apetytu.
Potem jest już tylko gorzej...każdy pokarm zaczyna drażnić żołądek.
Jeśli macie konkretne pytania, piszcie śmiało.