Mam 29 lat 182cm wzrostu i 100kg wagi. Od połowy listopada zacząłem aktywnie chodzić na siłownię. Pierwsze praktycznie 1,5 miesiąca robiłem podstawowe ćwiczenia. 3-4 serie po 6 ćwiczeń w każdym po 15 powtórzeń (lub ile dałem radę), około minuty przerwy między ćwiczeniami. Były to przysiady, pompki wąskim chwytem, podciąganie się na taśmach kąt 45 stopni, wyciskanie żołnierskie, "martwy robak (czy żuk jak kto zwie)" i na koniec pajacyki lub proste wchodzenie na ławkę z keglami no podbicie tętna. Ćwiczenia te robiłem 2 razy w tygodniu + zajęcia na zdrowy kręgosłup raz w tygodniu. Przed i po każdych ćwiczeniach ok8-10 min rowerka. Odbudowałem troszkę formę, przyzwyczaiłem mięśnie do ruchu ale po 1,5 miesiąca te ćwiczenia już mnie po prostu nie męczyły jak na początku i poczytałem trochę...
Zdecydowałem się wziąć już na poważnie za redukcję. Obecnie robię trening siłowy jak za starych czasów z podziałem na partię. Dziennie 2 partie np klatka + triceps po 3 ćwiczenia 4 serie każde 8 powtórzeń ciężary 60% max i w górę.
Co do diety to też już zacząłem na poważniej się do tego przykładać. Wychodzi mi około 30/20/50 BTW. Moje obecne zapotrzebowanie kaloryczne wychodzi około 3100kcal. Założyłem sobie cel 2800 ale...
Mam 2 zasadnicze pytania:
1. Czy trening siłowy od razu z podziałem na partię to zły pomysł? Dodam że przykładam się technicznie do ćwiczeń i wracają stare nawyki dokładych ruchów.
2. Codziennie jak liczę z apką kalorie to dobijam do 2000kcal czasami 2200... Głodu nie czuję... Czy to źle że jestem w stanie się wyrobić z dietą z tak dużym deficytem kalorycznym? Chciałbym na codzień po powrocie do pracy mieć sporo energii. Mam też problem z dobiciem białka do 2g/kg masy. Czy mogę zastąpić braki odżywkami białkowymi? Chodzi też o kwestie czasowe. Nie mogę pół dnia przygotowywać kurczaka.