Wpadłem na sekundę ale muszę się włączyć... supelementy i odżywki to zabawka dla lekomanów, takich jak ja, którzy po prostu lubią połykać kapsy, albo dla osób, które się inaczej nie potrafią zmobilizować, niż poprzez wydanie góry pieniędzy na towar.
Reszta może sobie darować wszystko poza białkiem/gainerem i kreatyną. Bo nic poza koksami, harcore'owymi spalaczami (od ECA zaczynając) i kreatyną tak naprawdę nie daje na tyle znaczących efektów aby rekreacyjnie trenujący człowieczek w jakikolwiek sposób poprawił jakość swego treningu.
Analogicznie jest z antykatabolikami - glutaminy, bcaa, tauryny itp. itd. to kasa w błoto. Nikt kto ma normalną przemianę materii i nie jest jakiś straszliwym hardgainerem u którego metabolizm ma prędkość bolidu F1 nie straci na tyle dużo mięśnia w czasie aerobów, żeby musiał się zabezpieczać jakimiś wyżej wymienionym badziewiami. Wzupełności wystarczy odżywka węglowo białkowa po treningu i łykanie bcca np. jest dobre dla sezonowca, który ma 3 miesiące na poprawę wyglądu i wiadomo, że jak złapie przez ten czas 2kg mięśnia to mu zależy na utrzymaniu każdego grama. Ale człowiek ćwiczący długoterminowo nie zauważy żadnych przyrostów, spadków, mniejszego/większego zmęczenia biorąc jakiekolwiek (dopuszczone do sprzedaży w europie) wynalazki.
Acha nie piszę tego że tak gdzieś słyszałem, tylko sam poodstawiałem masę towaru, który kiedyś uważałem za niezbędny i w którym utopiłem tonę kasy i ... i nic... żadnych spadków, żadnego większego zmęczenia, żadnedo załamania formy... Dlatego dyskucje z kanarkiem, które tu niektórzy prowadzą, na temat uzupełnienia diety przez
suplementy/odżywki jest dla mnie śmieszna. Dieta wystarczy każdemu normalnemu człowiekowi trenującemu rekreacyjnie i uzupełnić ją można tylko o ilość bb/ww których ewentualnie w normalny sposób nie jesteśmy w stanie wchłonąć... Zresztą po co ja to piszę to przecież oczywiste, tylko niektórzy rozpoczynają zbędne, jałowe dyskusje. Pozdrawiam.