Mam 17 lat, mierzę 163 cm i obecnie ważę 58 kg. Od czerwca staram się odchudzać. Początkowo nie za bardzo pilnowałam diety, tzn. jadłam zdrowo, ale nie przejmowałam się ilościami. Nie chciałam być głodna, bo miałam dużo nauki. Przez to też ćwiczenia (rowerek stacjonarny) uprawiałam sporadycznie, 2-3 razy w tygodniu po ok. 1 h. I schudłam Z 61 do 57 kg.
Teraz, kiedy są wakacje, ostro wzięłam się za siebie. Zaczęłam pilnować diety 1500-1600 kcal i codziennie ćwiczyć. Jeżdżę codziennie ok. 1-1,5 h na rowerku stacjonarnym + co drugi dzień (albo częściej) robię "skalpel" Chodakowskiej. I nic. Nie chudnę, wymiary stoją w miejscu.
Staram się zdrowo odżywiać: na śniadanie płatki owsiane + mleko/jogurt naturalny + jakiś owoc; na drugie śniadanie jakieś placuszki owsiane albo kanapki; na obiad ryż/kasza/ziemniaki + mięso drobiowe, rzadziej wieprzowe albo warzywa strączkowe + jakieś warzywo. W międzyczasie podgryzam jakieś owoce. Kolacji nigdy nie miałam w zwyczaju jeść, ale jako że trening robię wieczorem to zaczęłam jeść - twaróg przygryzany marchewką, rzadko chlebem, czasem coś innego.
Nie jem fastfoodów, ale przyznaję się, że czasem pozwolę sobie na coś słodkiego - kostka ciemnej czekolady, rzadko jakiś lód.
Poradźcie mi, co robię źle? Czemu nie chudnę?