Kompletnie nie widzę spadku w umięśnieniu, nie mierzę się, bazuję tylko na lustrze, pasa i wagi nie sprawdzałem już sporo czasu, gdyby nie J/NJ i parcelacja kalorii, to przy 6-7 posiłkach by nic ze mnie nie zostało i jestem tego pewny, bo pamiętam jak robiłem pierwszą redukcję na zbilansowanej, a potem ketozie, gdzie jak na tucznika miałem sporo mięcha, to mięcho ze mnie leciało razem z fatem, myślę, że szok dla organizmu, bo od razu z dnia na dzień na dopracowaną michę zamiast powoli z schabowego na oleju przerzuciłem się na suchego kuraka.
Jak patrzę na zdjęcia, to faktycznie nie pomyślałbym, że to moja forma, która tak zachwalam w dzienniku, ale przepaść jaka jest na zdjęciach, a w realnym życiu jest zdecydowanie większa. Od kiedy pamiętam zdjęcia u mnie nie oddają tego jak wszystko wygląda, nawet te na 1 stronie. W lustrze, czy normalnie patrząc widzę kompletnie innego człowieka, na zdjęciach obcą osobę. Kwestia światła, gównianego aparatu i robienia zdjęć od lustra. Na szczęście jest jedna osoba, która mnie zawsze krytycznie oceni (mój partner treningowy) i mam punkt odniesienia, że nie mam jakiejś jazdy typu wmawianie sobie, że jest dobrze, a jest gównianie. Twierdzę nadal, że mięcho mi stoi twardo mimo ciągnięcia tak długo redukcji, mam problemy na redukcji, wszystko idzie opornie, inny przy takiej aktywności treningowej i aerobowej by już dawno poleciał 10kg łącznie z mięśniami.
Przyjdzie czas na masę, wolę to wyciąć do kraty jakiejś konkretnej i dodawać powoli. Nie mam problemy z progresem masowym i siłowym. Zrobiłem błąd poprzednio i podniosłem bf prawie o 2%, tak się nie robi, ale już doła łapałem i ostatni miesiąc wszystko przeważył, jadłem na wyczucie, źródłem ww były suszone owoce, jakieś rodzynki, owoce, po prostu wszystko się przejadło. Zaczęło się podjadanie, bo "przecież nie zaszkodzi".
"Nie krytykuje Cie, bo robisz to i tak dla siebie, ale inni co zaglądają do dziennika mogliby czasami ograniczyć bajerę i bardziej realistycznie pisać,"
Ważne, że się sobie podobam, a przyjdzie i czas kiedy będę miał ochotę ciągnąć okrągły rok masę. Na redukcji się dobrze czuję po prostu, a zwłaszcza bez ww. Bez CC u mnie się nie na masie obejdzie tak czy tak.
No i skąd pomysł z tabatą po treningu? Totale nieporozumienie.
Chodzi mit o tym, że tabata 3x w miesiącu maksymalnie. Mnie bardziej męczy HIIT i gorzej się po nim czuję niż po tabacie, bez obciążenia w domu i tak już praktycznie mam maksimum tego co mogę zrobić, po prostu tabata przestał być tą kosą, która mnie kładła po 2 minutach, teraz po 4 minutach czuję się zmęczony, ale nie tak jak po hiit, czy hiit + cardio. W hiit mogę sobie żonglować czasem on/off, a w tabacie mam sztywno 20on/10 off, co przestaje mnie ruszać nawet przy burpees, którego do pewnego czasu nie mogłem zrobić.
Dlaczego tabata po treningu? Mam mało czasu ostatnio przez praktyki i mam wybór, albo zrobić 4 minuty tabaty, albo 10 min HIIT + Cardio ~60 minut. Albo 4 minuty po treningu i potem spokój, więcej czasu na odpoczynek, albo ponad 1h i dochodzenie do siebie następne 10-15 minut + jeszcze czekanie 1h na
pierwszy posiłek, nie licząc wpc po treningu.
Zmieniony przez - Ludi_ w dniu 2011-05-19 20:51:54