Żaden mit o przyswajalności białka nie został obalony. "Obalacze" chcieliby coś obalić, ale im nie wychodzi. Apostoł białka, niejaki Ducan, został usunięty z grona lekarzy we Francji. Dziwnym trafem najwięcej do powiedzenia mają sprzedawcy białka serwatkowego, którzy stoją w pierwszym szeregu krzyczących, że warto szejka pić po każdym posiłku, bo to w ogóle nie szkodzi. Szczegół, że białko serwatkowe to w większej części kazeina.
Może i się chudnie od 4 g/kgmc białka, ale równie dobrze chudłoby się od podtruwania ciała mocznikiem. Organizm bardzo dużo energii traci na unieszkodliwienie produktów rozkładu białka i ich transport. Białka trzeba jeść dokładnie tyle ile potrzeba i nie więcej, a to organizm decyduje czy budować, czy wrzucać do pieca. A efekty IF-ów będziemy oceniać po kilku latach. Na razie to młoda moda (A może właśnie klucz do naszej fizjologii? Może nasi przodkowie tak właśnie jedli i jesteśmy ewolucyjnie do tego przygotowani?)
Obok wszystkich "rewelacyjnych" badań obalających mit szkodliwości białka funkcjonuje wiele mówiących coś zupełnie innego
Mnie ostatnio ustawiło na 3 posiłki. Po sutym śniadaniu bardzo długo
nie czuję głodu. Potem, zazwyczaj po treningu, jem obiad i dopiero wieczorem niewielką kolację. Przed samym snem ziemniaki, maliny, borówki itp. A kiedyś musiałem zjeść co 4 godziny, bo włączało się automatyczne ssanie.