Szajba łańcuch wyczyszczony, wysmarowany, założony jak trzeba i wybrudzony od nowa
Panie
Janku po IM hobbistycznie raz w tygodniu, czemu nie
Kebul nabyłem 5 Marsów na trening i to by było tyle
Za łańcuch oczywiście posypałem głowę popiołem
Rano trzeba było jechać z kluczami od firmy w której pracuję do Rzeszowa, ale nie musiałem w niej być więc spakowałem rower do auta i pojechałem do Rzeszowa. Kiedy już mogłem wyruszyłem na przejażdżkę rowerem. Plan był taki aby co 50 minut wciągać Marsa, było ich pięć i powinno to wyglądać tak 50, 1:40, 2:30, 3:20, 4:10 i do 5:00 zakończyć jazdę. Szło fenomenalnie, odklejałem Marsy od ramy w czasie jazdy i zajadałem, schodki pojawiły się przy trzecim, a więc 2:30 - wpadłem w dziurę, Mars wypadł z rąk, wpadł pod tylne koło, a że było zimno i był twardy podskoczyłem po raz drugi
no nic myślę, mrówki zjedzą Marsa, wróbel zje mrówki, kot zje wróbla, lis zje kota, wilk zje lisa i ja będę zadowolony gdyż lubię wilki
tak dywagując na temat łańcucha pokarmowego i lecąc z prędkością ok 30 km/h kilka metrów przed kołem zobaczyłem ślimaka, w teorii mój refleks uratował mu życie, w praktyce szedł trochę w złym kierunku i nie dałbym sobie uciąć nawet paznokcia że jest jeszcze na tym świecie. Tak czy inaczej, było to o 2:57, stwierdziłem, że umysł jeszcze jasny, refleks całkiem niezły więc jest okej. Tym razem również zabrałem trzy pełne bidony, ale było zimno, miejscami deszczowo, blisko 3h i 30 min musiałem do WC. Znalazłem idealną miejscówkę przy znaku:
Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej i w zasadzie bez przygód do Rzeszowa, został mi do pokonania Leżajsk i Łańcut, od którego w zasadzie puścił się gęsty deszcz i ostatnie naście kilometrów zmokłem.
Zmieniony przez - Ronin78 w dniu 2017-05-13 14:24:00