Widzę, że jest Szefowa na pokładzie, to ja z małym romansem.
Bo Szefowo Kochana, ja wiem, że takie tam różne rocznice to są wymówki i usprawiedliwienia, ale ja naprawdę mam jutro taki trochę większy jubileusz i tak pomyślałam, że może by w drodze jakiegoś wyjątku Szefowa rozważyła cheat day dla mnie?
Uzasadnienie poniżej:
Nie wiem czy ten rok był łatwiejszy. Ciężko go w ogóle porównywać z pierwszym, bo niby jedna osoba i ta sama redukcja, a jakby dwie oddzielne historie. Na początku forumowania musiałam się wyzbyć masy uprzedzeń, stereotypów, przełamać lenistwo, niechęć do wysiłku fizycznego, niewiarę w sukces, pogodzić się z bólem, potem, łzami, wstydem itd. W nagrodę jednak kilogramy leciały jak głupie, jeden za drugim, a centymetry goniły je w równie szalonym tempie. Ale i fakt, że w pierwszym roku postawiłam wszystko na jedną kartę i podporządkowałam redukcji.
W tym roku z kolei wyzwaniem były denerwujące zastoje, bujanie się to w jedną, to w drugą stronę i konieczność zawodowego odchwaszczenia, tak że w zasadzie na pół roku zniknęłam z dziennika. To że efektem nie jest po raz kolejny jojo i dodatkowe kilogramy gratis, to zasługa
obliques, która nie postawiła na mnie krechy i mimo oporu materii, z uporem maniaka szukała na mnie sposobu i wypróbowywała kolejne metody które dałyby impuls stawiającemu opór organizmowi. I nie posłała mnie do diabła jak poprosiłam o zamknięcie dziennika, bez określenia nawet kiedy ewentualnie wrócę
Gdy się dwa lata temu pojawiłam na forum Iza mi napisała, że to czy mi się uda zależy wyłącznie ode mnie, a ja Jej, że nie, że dużo zależy od Niej

Wciąż tak uważam

Większość tego co wypracowałyśmy to Jej robota. Już dwa razy przeszłam dużą redukcję; raz 20 kg, raz 30 kg, więc wiedziałam, że mogę się spiąć. Tyle, że w obydwu przypadkach, gdy metoda wyczerpywała swój potencjał, a mój metabolizm kwiczał i zaczynałam się żywić głównie sałatą, eliminując z miski kolejne produkty, pojawiała się bezsilność i wracałam do dawnych nawyków, bo ja na liściu sałaty żyć nie potrafię. Waga szła w górę, a ja zyskiwałam dodatkowe kilogramy gratis. Gdyby nie Iza, Jej gigantyczna wiedza oraz niezmordowany upór by mnie dalej, mimo przeciwności za uszy z tego szamba, w którym się od lat taplam, wyciągać, mogłoby się skończyć jak zawsze. A w najlepszym wypadku stałabym w miejscu, bujając się i frustrując.
W efekcie obliquesowych rozkminek w tym roku m.in.:
MICHA:
- najpierw kontynuowałam LC, czitując dla pobudzenia metabolizmu,
- przeszłam przez kontrolowaną przez Izę crash diet i przez eksperyment z cięciem kaloryczności,
- dwa razy płukałam nerki,
- dwa razy ładowałam się naturalną omegą 3,
- raz przeszłam przez protokół estrogenowy,
- na koniec wskoczyłam znów na wysokie kalorie
TRENING:
- na drugi rok dostałam w prezencie od Szefowej nowy program,
- podczas niebytu dzienniczkowego czasem coś uskuteczniałam w domu, czasem biegałam, a czasem wpadłam lightowo na siłownię,
- obecnie Iza stawia do pionu moja kondycję z myślą o wiosennej przemianie sylwetki.
EFEKTY:
Mimo że w tym roku szło oporniej, wydusiłyśmy co następuje:
Jak poprzednio, mając świadomość, że pomiar ten jest mocno ułomny, a urządzenie głupie, a co więcej wynik nieporównywalny z poprzednim, bo zmieniono wagę na siłowni, jako że się poprzednia zepsuła, to i tak sobie wkleję dla pamięci:
I zbiorczo za dwa lata na sfd plus licząc od mojej wagi maksymalnej:
Ponadto poprawiła mi się wydolność, mniej się męczę, a na 10 piętro wchodzę z palcem w nosie, torbą z siłki i siatą z zakupami na dokładkę. Poprawiła mi się chyba (a w zasadzie pojawiła, bo nie miałam)
wrażliwość insulinowa, bo kilka razy mnie pozamiatało po węglach. No i ogólnie jestem w porównaniu z okresem sprzed 2 lat mega sprawną babą, żeby nie rzec laską

Biegam, skaczę, latam, pływam, w tańcu, w ruchu wypoczywam

Czy coś w tym guście
FOTKI:
Zdjęcia są mojego autorstwa i stanowią moją prywatną własność. Nie zgadzam się na ich publikowanie w jakiejkolwiek formie poza tym tematem.
Baby w pracy orzekły zgodnie, że je ordynarnie w ciula robię, bo to niemożliwe żebym tyle ważyła co zeznaję, a wyglądała lepiej niż one z mniejszą wagą
I takie tam porównawcze. Starałam się w podobnych pozycjach co pierwotne.
Szmaty i szmatki, czyli od XXL do S (no dobra noszę M, ale wyhaczyłam kilka dużych S-ek i się cieszę nimi jak dzik):
Wtajemniczeni, którzy kibicują mi od początku, zapewne wiedzą gdzie się teraz mogą udać

Zapraszam.
PODZIĘKOWANIA:
W tym roku pragnę szczególnie gorąco podziękować trzem osobom, bez których mogłoby mnie już kilka razy na sfd nie być, a mój dzienniczek powiększyłby statystykę formowych uciekinierów:
1) mojej osobistej dietetyczce – za to, że kombinuje i czuwa nad moją miską i suplementacją,
2) mojemu personalnemu trenerowi – za to, że nie dość, że układa za mnie plany, uwzględnia moje dysproporcje w zmieniającej się sylwetce, to bierze pod uwagę ograniczenia wynikające z naturalnych uwarunkowań i kontuzji, jakimi się co jakiś czas raczę,
3) mojej psycholog – za to, że co jakiś czas stawia mnie do pionu, dolewa do łba oliwy jak jej zaczyna brakować i jest głosem rozsądku, kiedy mi się wątpliwości lęgną,
czyli w trzech osobach boskiej
obliques
Dziękuję Ci Iza
O przepraszam, zapomniałam o kosmetyczce

Bo obliques jeszcze duma jakby tą moją biedną skórę trochę podreperować. Tu się jeszcze przy okazji uśmiechnę intencjonalnie do
Martucci o ten hamerykański specyfik
A odnośnie głosu rozsądku, na marginesie anegdota. Jakiś czas temu napisałam do Izy, że nie wiem czy dalej ćwiczyć, czy może coś zmienić, bo od jakiegoś czasu boli mnie kręgosłup i wyczułam sobie jakieś zgrubienie. Nie wiem, może coś mi się poprzestawiało (prywatnie umyśliłam sobie, że to na pewno guz – ZŁOSLIWY
), bo ja wbrew pozorom jestem urodzonym czarnowidzem
Iza mi na to, że to raczej nic poważnego i pewnie się samo rozejdzie, ale żebym obserwowała. Guzik się rozeszło; po kilku tygodniach na plecach były już dwa guzy, a potem trzy
Kreweta od małego będąc pulpetem, nie miała pojęcia jak to jest czuć pod palcami odsłaniające się z topniejącego fatu kręgi kręgosłupa, bo zawsze tam miała mięciutką poduchę
Trochę tych zdziwień w te dwa lata blondynka miała
Można by książkę napisać
Iza, parafrazując M. Peszek, która na ostatniej płycie śpiewa miłosne wyznanie: „bez Ciebie jest mnie pół”, ja powinnam zaśpiewać „z Tobą jest mnie pół”

Bez Ciebie byłoby mnie już pewnie 2 razy więcej, o ile nie skończyłoby się tragicznie w „międzyczasie” :/ Mimo że mam wodopisarstwo, nie znajduję słów żeby Ci właściwie podziękować
Momentami mam wrażenie, że to wszystko mi się śni
Jak mnie któraś zbudzi, własnoręcznie uduszę
Podobnie jak rok temu, dziękuję też za ułatwianie redukcji sponsorowi działu Ladies – firmie Trec Nutrition. W tym roku Trec uczynił ze mnie koksa i sprezentował mi S.A.W.
And last but not least, dziękuję Wam, że wciąż mam się przed kim wywnętrzać i skąd czerpać pewność, że idę właściwą ścieżką, nawet gdy „coponiektórzy” wmawiają mi anoreksję

Iza od początku mnie ostrzegała, że będę się musiała uodpornić na dobre rady otoczenia. W pierwszym roku, o dziwo, nie były mocno uciążliwe, ale obecnie stają się codziennością. O jacy wszyscy zatroskani moim stanem

Że też nie trwożyli się tak, gdy dobijałam do 130 :-/ Dziękuję więc, że stanowicie przeciwwagę
PS. No przepraszam, ale ja po prostu nie umiem krótko
Zmieniony przez - shrimp2 w dniu 2013-02-05 21:17:18