Uzupełniam
15.06.2017
16.06.2017
Dwa dni bez treningu, z aktywności to sporo łażenia po Rzeszowie i wycieczka do Przemyśla. Dwa dni pod rząd wolnego od siłowni, snu, dotlenienia w innym klimacie (bo nie oszukujmy się - Warszawa to istny syf pod tym względem, mieszkam na obżerzach a powietrze i tak nieporównywalne), dużo dobrego jedzenia, nie specjalnie się przejmowałem kaloriami, ale też nie leciałem jak głupi, bo po co jak na co dzień i tak tych kalorii mam sporo
Liczę tak w te dni 3500-4000kcal, głównie z mięs, sałatek, grilla, owoców i na końcu ilościowo słodkości. Jakieś tam zdjęcia, za dużo nie robiłem bo odciąłem się też od telefonu dla resetu:
Pieczona gęś nadziewana jabłkami, gruszkami i czymś tam jeszcze - zayebiście dobre, słodkie i soczyste mięso, polecam:
17.06.2017
Dziś z rana o 8 wjechał trening:
Push:
a) Wyciskanie sztangi skos+ 4x10 + regres
10x60kg, 10x65kg, 10x70kg, 8x75kg + 12x65kg + 14x57,5kg
b) Wyciskanie hantli poziomo 10/10/10/12/15
3x10x30kg, 12x26kg, 15x24kg
c1) Krzyżowanie linek z dołu w bramie 3x12
c2) Wyciskanie hantli z podłogi 3x12x16kg
d) Wyciskanie hantli siedząc 10/10/10/10/12/15
4x10x24kg, 12x22kg, 15x20kg
e) Wyciskanie wąsko 8/10/10/12/12
5x75kg, 10x70kg, 8x65kg, 12x62,5kg, 10x60kg
f) Prostowanie z trójkątem 4x12 + dropset 1x20
g) Łydka 5x
Po pierwsze - Calypso jest hoojowe
Nie wiem czemu, ale czułem różnicę wagową między stronami na sztandze przy wyciskaniach mimo założonych zacisków, pusta sztanga też jakoś dziwnie wyważona (może Rzeszów blisko gór to grawitacja ściągała skośnie
) No i przez dobrą godzinę (byłem pierwszy przed drzwiami jak było jeszcze zamknięte) ćwiczyłem sam na strefie ciężarów, a tak z 10-15 osób okupowało cardio, poyeby
Po drugie -
wyciskanie na skosie ostatniej nie zrobiłem, bo właśnie sztanga mi się dziwnie wyślizgnęła z rąk i się rozkojarzyłem, więc wolałem odłożyć; w wyciskaniu wąsko złapała mnie jakaś dziwna niemoc, nie wiem co było nie tak. Cała reszta weszła świetnie, dołożone wszędzie.
Po trzecie - pompka zrobiła swoje, przedramiona spuchnięte mocno, barki klatka nabiło, triceps bolał przy zginaniu, brakowało mi tego
Dziś jak poćwiczyłem momentalnie cała woda ze mnie zeszła po tych dwóch dniach żarcia - spociłem się masakrycznie na treningu, a potem praktycznie co 30 minut latałem do kibla i lałem dobre mililitry - teraz na wieczór widzę różnicę w definicji, ilości widocznych kabli porównując do wczorajszego wieczora.
Do tego dzisiaj pod wieczór wrzuciłem sobie dobre tempo na spacerze - niecałe 8km w godzinę po mieście (fajnie tu jest, można przejść całe miasto w godzinę, gdzie w tyle czasu u siebie przejdę trzy dzielnice
) i ogólnie zrobione ponad 20tys kroków, więc produktywnie.
Jutro wleci pull + dorzucę sobie jedną superserię żeby popłukać glikogen + dorzucę lekki interwał + dorzucę sobie cardio
Miska z dziś co pamiętam:
1) Hotel: jajecznica, szynka drobiowa, pieczywo, dżem, sok 100%
TRENING
2) WPC, drożdzówka z jabłkiem, banan, Powerade
3) Podwójny McRoyal bez sera z dorzuconą wołowinką
4) Dwie kromki pieczywa, tzatziki, pełno wędliny drobiowej, truskawki + z 8 kawałków różnych ciast
5) Pełno wędliny drobiowej, jakieś sałatki (coś jakaś grecka i jarzynowa), jajka z majonezem/tuńczykiem, barszcz czerwony, truskawki, kawałek tortu, kawałek ciasta i pewnie jeszcze coś złapałem o czym nie pamiętam
6) Lody (łycha trzech smaków z Grycana z bitą śmietaną i owocami)
Jak się rzuciłem na te ciasta to mnie tak zapchało, że się przespałem, wypiłem kawę, spuściłem kibel i poleciałem na ten spacer bo przesadziłem
Jutro już raczej bez szaleństw, bo dziś to miałem ochotę na typową kurę z ryżem, ile można żreć