Wykonano przednie zaryglowanie przeszczepem z wyrostka kruczego łopatki sposobem Bristov-Letarge
Zrobiono mi to w poniedziałek, wczoraj wróciłem do domu i znalazłem to forum. Dzięki Ci Olgisław za użycie odpowiednich słów kluczowych.
Też podzielę się swym doświadczeniem
Jestem anonimowym barkoholikiem od paru lat... ;>
1)
Też zaczęło się od sportów wyczynowych: grałem całą noc w Heroes of Might and Magic, wreszcie triumfalnie zakończyłem kampanię na poziomie archanioła;) Wstałem od kompa...
Znaleźli mnie nieprzytomnego i zawieźli na pogotowie, zrobili jakieś badania i [rzez tydzień trzymali na dziale ostrych zatruć nie mogąc dociec, czego się naćpałem! a mnie coś bolały ramiona - i jak ktoś wreszcie wpadł żeby mnie posłać na zdjęcie to oba barki okazały się zwichniętymi
2) Potem zacząłem wzmacniać barki, po 1,5 semestru siłowni wyskoczył mi lewy bark przy dociąganiu ciężaru do karku.
3) Parę miesięcy przerwy, dalej chciałem wzmacniać i zapisałem się na basen. I może wszystko byłoby dobrze, ale zaczęli nas uczyć delfina...
skutek wiadomy, wypadł lewy bark, ale nastawił się przy zakładaniu koszulki
4) Znowu minął rok lub dwa i człowiek poczuł się swobodniej;) Była spartakiada z okazji zamknięcia sezonu żeglarskiego. Miło spędzone chwile;) Dołączyłem się do jakiejś ekipy w przeciąganiu liny...
5) Zacząłem na siebie uważać. mijały miesiące. Raz próbowałem przekręcić się na łóżku; niestety ktoś mi leżał na ręce...
6 i ostatni) W takiej sytuacji każdy by stwierdził, że coś jest nie tak; w końcu trzeba było uwierzyć ortopedom, że potrzeba operacji.
Zrobili mi artroskopię, stwierdzili "uszkodzenie obrąbka przedniego z fragmentacją oraz
chondromalację chrząstki na głowie kości ramiennej i fragmentację"; i zrezygnowali, widać artroskopia to za mało.
Z tego forum wiem, że rezonansem magnetycznym można stwierdzić to samo, bez krojenia; - ale kto mógł wiedzieć, że mam tam taki bałagan. Po operacji miałem oczywiście lewą rękę unieruchomioną bandażem, aż nie wygoiły się wstępnie rany pooperacyjne. kilka dni w szpitalu, wstawanie i kładzenie się do łóżka, wiercenie się, jako że trochę bolało...
Po zdjęciu opatrunku popatrzyłem się na swój bark...
kształt jak dobrze znany, choć może z nienajlepszej strony
Grzecznie doprosiłem się rentgena, potem repozycja - to chyba ostatnia przygoda.
Minął rok i znów udałem się do szpitala - tym razem już na zaryglowanie.
Oba zabiegi miałem na znieczuleniu pełnym.
Strasznie irytował mnie dren odciągający krew z rany. Miałem go do trzeciego dnia po operacji, a właśnie ów dzień był najboleśniejszy. Po wyciągnięciu ból znacznie spadał. Myślałem tylko - czemu nie mogą tego zrobić dzień wcześniej ;)
Co ciekawe co roku jeżdżę na obozy żeglarskie i przez te 6 lat ani razu nie wypadł mi bark na jachcie. Czyli rację masz Olgisław, że to bezpieczna forma spędzania czasu;
Tym nie mniej jak mocniej powieje działają większe siły, a odwodzących ruchów przy sterowaniu rumplem i talią raczej nie da się uniknąć. Raz czy 2 razy miałem tak, że poczułem że coś mi w stawie strzeliło i potem trochę bolało; musiałem po prostu bardziej uważać. A owo przeciąganie liny było dzień po szaleńczym śluzowaniu, chyba operatorowi się bardzo spieszyło - ale utrzymanie w 1 osobę omegi na 2 szpringach nie było proste ;)
I co teraz?
Myślicie że w te wakacje mogę planować imprezy żeglarskie?
Kiedyć popłynąłem w rejs z ręką na temblaku, ale teraz chcę dokonać dzieła remontu
pozdr
Tim