Czasem aż żal mi okresu przed treningami, kiedy żyłem sobie w błogiej nieświadomości. Myślałem, że karate i kung-fu to
najlepsze sztuki walki (a kick-boxing i box sa do niczego
) Judo i inne chwytane uważałem za jakieś dziwne, nieskuteczne style (myślałem mniej więcej tak: "judoka mialby pokonać karatekę? - niemozliwe - przecież on nie umie uderzać"
)
Na ulicy czułem się dość pewnie bo dość duży ze mnie facet.
Potem obejrzałem kilka walk w klatkach (z UFC) - dały mi sporo do myślenia, zacząłem interesować się tematem SW.
Na treningi zapisałem się niedawno bo około pół roku temu, ale te sześć miesięcy wystarczyły, żeby poznać prawdy o sztukach walki. O miażdżącej przewadze chwytania nad uderzaniem. O tym jak wiele w walce zależy od przypadku i ile trzeba trenować żeby choć trochę jego działanie ograniczyć, bo pełnej kontroli nie ma nigdy - zawsze może stać się coś nieprzewidzianego. Stałem się ostrożniejszy, w trudnych sytuacjach bardziej skłonny do negocjacji niż do walki. Jak widzę podejrzanych kolesi planuję walkę i drogę ucieczki.
Nie jestem wzorem summienności i wytrwałości, miałem trzytygodniową przerwę w treningach (na pół roku stażu jest to bardzo dużo) sporo pojedyńczych treningów opuściłem. Poważnie myślałem nad tym żeby dać sobie spokój. Bo cały dzień muszę ustawiać pod trening - albo zostaję po uczelni i czekam kilka godzin, albo jadę do domu na godzinę i muszę wracać z powrotem (dojazd to godzina w jedną stronę). Pociągi oczywiście tak poustawiane, że albo musze biec, albo czekać 1,5 godziny. Już nie miałem ochoty, chciałem to rzucić.
Ale nie mogę! Muszę chodzić, bo mnie nie będzie, a na treningu będzie jakieś fajne dojście do dźwigni i co - będę w plecy, na sparingu to wyjdzie na pewno. Bo znowu ten a ten mnie pokona na matach, bo znowu Trener będzie mówił: "A myślałem że jesteś fajterem, ale chyba sie myliłem" (Takie uwagi mocno mi działają na ambicje
).
Opuściłem sporo ważnych treningów - w tym pierwszy trening mma w naszym klubie, ale nie mogę odejść z klubu. To jest jakiś wewnętrzny przymus, żeby chodzić, bo straci się jakieś ważne umiejętności które mogą się przydać. Poza tym - fajna atmosfera, ludzie i Trener to też wiele znaczy.
W sumie nie umiem zbyt dużo, ale widzę coraz więcej i chcę poszerzać swoje umiejętności. Motywacja siada bardzo często, ale jakoś ciągnę. Nie chcę być jednym z tych którzy po kilku miesiącach rezygnują.
Bo jak się raz zrozumie czym jest walka, potem ta świadomość ciąży na człowieku i ciągle trzeba uczyć się, żeby umieć więcej, jeszcze lepiej i płynniej robić techniki, widzieć więcej w walce.
Takie mam myśli po pół roku trenowania.
Ciekawe co będę myślał za rok albo dwa
.