Hej ho,
Dotarłam do pracy i już nawet jestem po treningu, o!
Okazało się ze dziś (piątek) jednak będziemy wyjeżdżać wcześniej wiec mój normalny popołudniowy trening by wypadł. Dostałam jednak jakieś 2 dni temu sms od trenerki Carli ze fajnie się pracowało w poniedziałek i zaprasza na piątek 6:30 na trening w malej grupie jeżeli mam ochotę (moja siłownia ma w pakiecie takie darmowe półgodzinne
treningi w grupkach z trenerkami). I stwierdziłam ze chociaż może siłowy o nie będzie ale zawsze trochę się poruszam i zbadam grunt czy ranne ćwiczenia mi jednak mogą służyć.
Summa summarum do pracy dojechałam jedynie pol h później. Jeżeli pogodzę się z gorszym make upem i związanymi włosami to nie widzę przeszkód żeby takiego półgodzinnego treningu nie wrzucić w plan dnia.
Były tylko 2 osoby wiec wyszło prawie jak trening personalny.
1. 20x pompki
2. 20x swing kettlem
3. 20xnoge wchodzenie-schodzenie na box bokiem (wolno w dol)
4. 20x burpees
5. 20x przysiad-wyciskanie z piłką lekarska (8kg)
6. 1 min wioślarza
7. 20 brzuszków
I tak dwa razy. Zmachałam się jak głupia, trzeba popracować nad tą kondycją.
Śniadanie zjadłam w pracy, omlecik. Lunch tez mam, wołowinę stir fry – a kolacje zjemy u teścia wiec zobaczę, co wpadnie. Kurczę, jeżeli nie dopadnie mnie bol głowy to bomba, bo siedzę w pracy i czuje fajną energię.
Aktualizacja od mojego L:
Chodzi nadal na swoje treningi, i już nie jest tak bardzo obolały. Chwali się postępami, widać fajna motywacje. Waga z początkowych 130kg spadla do 124.8kg (dostaje mmsy z każdego ważenia
i udaje ze mnie to strasznie złości ze tak szybko mu waga ucieka. Wariaci z nas
). Brzuszek troszkę mu się wciągnął. Wiadomo – duży chłop, szybko idzie. Je zdecydowanie lepiej, aczkolwiek podejrzewam ze nadal mniej ode mnie. To będzie do ogarnięcia, ale na razie niech działa tak żeby mu pasowało.
I mała część z serii ‘drogi pamiętniczku’
Miałam dziś kompletnie koszmarne sny.
Jeden: byłam z powrotem w Polsce i próbowałam ratować Dziadka (zmarł niedawno
). Jeden z takich snów, których się nie zapomina. Obudziłam się kompletnie roztrzęsiona.
Drugi: typowy koszmar ślubno-weselny. Wszystko się nie udawało, klasyka. Suknia była duża, jak z lat 80 i odstawała na biuście – no super. Noc marzeń po prostu!