Mój blog o treningu i diecie: http://silawilczegoapetytu.pl/
Aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/Paula_pociążowa_redukcja-t1159434.html
Dziennik konkursowy: http://www.sfd.pl/Paula_NOWE_CIAŁO_W_BUDOWIE-t1103547.html
...
Napisał(a)
Ja tą metodę wypróbowałam w zeszłym roku na wakacjach. Nie każdemu chce mi się tłumaczyć, że dokonuję świadomych wyborów i nie jem byle czego (zazwyczaj). Zresztą tego się nie da w jednym zdaniu wypowiedzieć :P A jako, że mam IBS co jest nazywane nietolerancją glutenu a nietolerancja to prawie jak alergia, to żeby każdy rozumiał w każdym języku to mówiłam, że mam alergię i potem cierpię. I nie było problemów z wybrzydzaniem. Ale oczywiście nie dajmy się zwariować :) Ważne, żeby była odpowiednia równowaga.
...
Napisał(a)
Tak, to doskonały sposób na przypadkowe sztuki Też praktykuję i o dziwo, jest to bardzo skuteczne!
Schody zaczynają się wtedy, gdy ktoś dobrze Cię zna, jesl świadomy twych problemów, wie, że starasz się walczyć, a on na siłę próbuje cię u(nie)szczęśliwić. Wtedy, mimo najszczerszych chęci, zaczynam wątpić w dobre intencje i szczere relacje.
I to nie jest jakiś ewenement. Mam wrażenie, że każdy ma w swoim otoczeniu kogoś takiego, kto uparcie nie chce zrozumieć. Wtedy należy wyciągnąć największy miecz świetlny z naszego arsenału - silną wolę. Gorzej, gdy jest się pacyfistą i arsenał jest pusty
Zmieniony przez - gruszkam w dniu 2016-06-16 23:23:04
Schody zaczynają się wtedy, gdy ktoś dobrze Cię zna, jesl świadomy twych problemów, wie, że starasz się walczyć, a on na siłę próbuje cię u(nie)szczęśliwić. Wtedy, mimo najszczerszych chęci, zaczynam wątpić w dobre intencje i szczere relacje.
I to nie jest jakiś ewenement. Mam wrażenie, że każdy ma w swoim otoczeniu kogoś takiego, kto uparcie nie chce zrozumieć. Wtedy należy wyciągnąć największy miecz świetlny z naszego arsenału - silną wolę. Gorzej, gdy jest się pacyfistą i arsenał jest pusty
Zmieniony przez - gruszkam w dniu 2016-06-16 23:23:04
1
...
Napisał(a)
Gruszkam jesteś niesamowita ten język wypowiedzi mmmm miód dla oczu które to czytają , dziewczyno masz talent , zakładaj bloga, pisz książki itp. Wciągasz jak magnez . Czytałam od deski do deski te strony jak dobrą lekturę.
Super sobie dajesz radę mimo licznych przeciwności.Pamiętaj , czasem mniejszymi krokami ale prosto do celu. Staraj się trzymać tej drogi na której jesteś , bo jesteś na właściwej - do lepszej wersji siebie. Nie od razu Rzym zbudowano a jak już coś budować to na solidnych fundamentach ! Trzymam kciuki , kibicuję mocno i oczywiście będę czytać
Zmieniony przez - justyna28 w dniu 2016-06-17 07:56:53
Super sobie dajesz radę mimo licznych przeciwności.Pamiętaj , czasem mniejszymi krokami ale prosto do celu. Staraj się trzymać tej drogi na której jesteś , bo jesteś na właściwej - do lepszej wersji siebie. Nie od razu Rzym zbudowano a jak już coś budować to na solidnych fundamentach ! Trzymam kciuki , kibicuję mocno i oczywiście będę czytać
Zmieniony przez - justyna28 w dniu 2016-06-17 07:56:53
Eksperyment pośladkowy
http://www.sfd.pl/BAD_ASS_SQUAD__justyna28-t1119978.html
Dziennik konkursowy http://www.sfd.pl/Justyna__NOWE_CIAŁO_W_BUDOWIE-t1103630.html
Pierwszy dziennik http://www.sfd.pl/życiowa_zmiana__redukcja_:_-t1061397.html
...
Napisał(a)
Justyna - trudno sie rumienię, ale tym razem udało Ci się wywołać buraka. Dziękuję za cały worek pozytywnej energii i komplemenów Trudno mi pisać zwięźle, nie potrafię i już, jednak cały czas mam z tyłu głowy, że to nie miejsce na epopeje. Mam wrażenie, że nikomu nie będzie się chciało przedzierać przez całą masę zbędnych literek, żeby ostatecznie na końcu dowiedzieć się, że w ramach treningu poszłam sobie na spacer i że trzymałam dietę Ale jeśli Wam to nie przeszkadza to poprowadze sobie ten dziennik w takim lekko rozłazłym stylu. Oczywiście wciąż na temat!
Ruch - dzisiaj nic, chciałam wypocząć. Zbieram siły przed podróżą, która fizycznie mnie zmasakruje.
Jedzenie - podsumowanie kalorii i makro wygląda bardzo przyzwoicie. Zastanawiam się czy nie dostanę bury za ostatni posiłek. Wypadł na koniec dnia, był mocno kaloryczny, także za sprawą śmietany. Śmietana - jadna z miłości mojego życia, dlatego ze względów bezpieczeństwa nie kupuję jej częściej niż raz na kilka miesięcy. Czereśnie też powinnam była wsunąć wcześniej, jednak zapomniałam, że siedzą w lodówce. Za to od dawna nie jadłam niczego z taką przyjemnością
Pomiary - zrobione. No cóż, rewelacji nie ma, jednak wpisuję, by było się potem do czego odnieść. Podam najpierw te sprzed dwóch tygodni, a po nich obecne:
Waga: 71 -> 71,4 kg
Ramię: 29 -> 28,5 cm
Łydka: 37 -> 37 cm
Uda: 60,5 -> 60,5 cm
Biodra: 105 -> 105 cm
Pępek: 94 -> 88 cm (nie będę robić tego pomiaru, bo nie umiem go dokładnie powtarzać w tym samym miejscu i wychodzą herezje)
Talia: 79 -> 77,5 cm
Biust: 100 -> 99 cm
Podsumowując: waga w górę, ale tym w ogóle sobie głowy nie zawracam. Wymiary się trzymają. Grunt, że nie idą w górę. Wysokość pępka nie jest u mnie miarodajnym miejscem pomiarów. Wystarczy, że zmierzę się pół centymetra wyżej lub niżej i uzyskuję różnicę kilku centymetrów w obwodzie. Takie uroki bycia gruszką
Ale, ale! Oczytałam się różnych mądrości i wychodzi na to, że możliwa jest zmiana składu ciała bez jednoczesnej zmiany obwodów. Życzyłabym sobie bardzo, żeby w moim przypadku tak było. Skąd takie marzenia? W strategicznych miejscach nie widzę zmian, jednak tam gdzie się nie mierzę, coś jednak się rusza.
Ostatnio dałam się zaskoczyć... mojej własnej ręce! I to dwukrotnie! Sięgałam sobie spokojnie po pilota i kątem oka zauważyłam... bicepsa Ja wiem, to śmiesznie brzmi. Jednak wcześniej mięsień był o wiele mniejszy i w dodatku chował się wstydliwie pod warstwą tłuszczu. Musiałam się nieżle spiąć, żeby się upewnić, że on tam jest. Teraz bezczelnie się wypina nawet wtedy, gdy się go o to nie prosi! No i szok numer dwa - przechodziłam obok lustra i zobaczyłam w odbiciu jakiś cień na ręce. Pomyślałam, że to siniak niewiadomego pochodzenia. Olałam temat. Ale idąc w drugą stronę spostrzegłam, że na drugiej ręce też mam siniaka! Zaniepokoiło mnie to, więc szybko obadałam sytuację.To nie siniak. To... triceps! No dobra, jego zarys jednak wcześniej bez napinki go tam nie było, tego jestem pewna. Dlatego mam nadzieję, że chociaż pomiary nie zwalają z nóg, coś się tam jednak dobrego dzieje. Wrzucę tu sobie zdjęcie mojego siniaka, tak ku pamięci. Ciekawe czy i Wy go zobaczycie.
No to co? Żegnam się i udaję się na kilka dni w stronę słońca. Mam nadzięję popływać, ale nie popłynąć
Zmieniony przez - gruszkam w dniu 2016-06-17 23:41:03
Ruch - dzisiaj nic, chciałam wypocząć. Zbieram siły przed podróżą, która fizycznie mnie zmasakruje.
Jedzenie - podsumowanie kalorii i makro wygląda bardzo przyzwoicie. Zastanawiam się czy nie dostanę bury za ostatni posiłek. Wypadł na koniec dnia, był mocno kaloryczny, także za sprawą śmietany. Śmietana - jadna z miłości mojego życia, dlatego ze względów bezpieczeństwa nie kupuję jej częściej niż raz na kilka miesięcy. Czereśnie też powinnam była wsunąć wcześniej, jednak zapomniałam, że siedzą w lodówce. Za to od dawna nie jadłam niczego z taką przyjemnością
Pomiary - zrobione. No cóż, rewelacji nie ma, jednak wpisuję, by było się potem do czego odnieść. Podam najpierw te sprzed dwóch tygodni, a po nich obecne:
Waga: 71 -> 71,4 kg
Ramię: 29 -> 28,5 cm
Łydka: 37 -> 37 cm
Uda: 60,5 -> 60,5 cm
Biodra: 105 -> 105 cm
Pępek: 94 -> 88 cm (nie będę robić tego pomiaru, bo nie umiem go dokładnie powtarzać w tym samym miejscu i wychodzą herezje)
Talia: 79 -> 77,5 cm
Biust: 100 -> 99 cm
Podsumowując: waga w górę, ale tym w ogóle sobie głowy nie zawracam. Wymiary się trzymają. Grunt, że nie idą w górę. Wysokość pępka nie jest u mnie miarodajnym miejscem pomiarów. Wystarczy, że zmierzę się pół centymetra wyżej lub niżej i uzyskuję różnicę kilku centymetrów w obwodzie. Takie uroki bycia gruszką
Ale, ale! Oczytałam się różnych mądrości i wychodzi na to, że możliwa jest zmiana składu ciała bez jednoczesnej zmiany obwodów. Życzyłabym sobie bardzo, żeby w moim przypadku tak było. Skąd takie marzenia? W strategicznych miejscach nie widzę zmian, jednak tam gdzie się nie mierzę, coś jednak się rusza.
Ostatnio dałam się zaskoczyć... mojej własnej ręce! I to dwukrotnie! Sięgałam sobie spokojnie po pilota i kątem oka zauważyłam... bicepsa Ja wiem, to śmiesznie brzmi. Jednak wcześniej mięsień był o wiele mniejszy i w dodatku chował się wstydliwie pod warstwą tłuszczu. Musiałam się nieżle spiąć, żeby się upewnić, że on tam jest. Teraz bezczelnie się wypina nawet wtedy, gdy się go o to nie prosi! No i szok numer dwa - przechodziłam obok lustra i zobaczyłam w odbiciu jakiś cień na ręce. Pomyślałam, że to siniak niewiadomego pochodzenia. Olałam temat. Ale idąc w drugą stronę spostrzegłam, że na drugiej ręce też mam siniaka! Zaniepokoiło mnie to, więc szybko obadałam sytuację.To nie siniak. To... triceps! No dobra, jego zarys jednak wcześniej bez napinki go tam nie było, tego jestem pewna. Dlatego mam nadzieję, że chociaż pomiary nie zwalają z nóg, coś się tam jednak dobrego dzieje. Wrzucę tu sobie zdjęcie mojego siniaka, tak ku pamięci. Ciekawe czy i Wy go zobaczycie.
No to co? Żegnam się i udaję się na kilka dni w stronę słońca. Mam nadzięję popływać, ale nie popłynąć
Zmieniony przez - gruszkam w dniu 2016-06-17 23:41:03
2
...
Napisał(a)
Jak to mawial moj znajomy "miejsce na triceps", gdy sie lata temu jaralam, ze cos sie tam pojawi :) Pomiary ruszyly, bedzie tylko lepiej :)
...
Napisał(a)
"To nie siniak, to triceps"
Fajnie, że centymetry spadają. Udanego wyjazdu!
Fajnie, że centymetry spadają. Udanego wyjazdu!
...
Napisał(a)
No to jestem wrócona
W moim odczuciu wróciło mnie troche więcej, niż wyjechało. Ale mimo tego jakoś tak inaczej więcej, niż zazwyczaj po wakacjach. Jakość ciała się nie pogorszyła - jestem w miarę zbita, a nawet jakaś taka... jędrna. W wielkim skrócie o plusach i minusach powyjazdowych.
Najpierw plusy:
- jadłam o wiele mniej niż zazwyczaj na wakacjach,
- pamiętałam o zasadach zdrowego żywienia (choć nie oznacza to, że ich bezwzględnie przestrzegałam, niestety),
- mimo iż napełniłam się pod korek tłuszczem, pochodził on ze świeżo tłoczonej oliwy, oliwek marynowanych po domowemu, cudownych serówi najwyższej jakości,
- nie wrzucałam w siebie syfiastej chemii, nadmiar kalorii wpadł w 95 % z wartościowego jedzenia dobrej jakości,
- ruszałam się! Przemierzałam kilometry plaż, skakałam na falach jak prądem rażona, wynajdowałam sobie wiry wodne, z którymi mogłabym walczyć dla sportu. W dodatku pływałam jak najmniej efektywnie, żeby jak najwięcej spalać . Kurcze, jak fajnie było znów zamoczyć tyłek.
Były też trzy zasadnicze minusy:
- nie jadłam regularnie,
- dziennie wpadało za dużo kalorii (bez wagi jak bez ręki)
- wypiłam sporo wina.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak wypoczęta i zrelaksowana. Fizycznie i psychicznie. Na pewno jest to pierwszy raz od 3 lat, ale czy nie dłużej? Nawet ból pleców i ograniczenia ruchowe są jakby mniej uciążliwe. Jestem szczęśliwa, beztroska i pełna energii do działania. Także do diety, która wcale nie wydaje mi się teraz tak straszną perspektywą! To się porobiło, świat się kończy...
Wczoraj zjadałam jeszcze powakacyjne resztki rarytasów (z głową, w granicach 2100 kcal), dziś już przyłożyłam się do zaplanowania i przygotowania posiłków. Udało się bez zgrzytania zębami, podgryzania cudzych kanapek i chlipania nad własnym losem "reduktora".
Także wczoraj, po tygodniowej przerwie, zaliczyłam pierwszy trening na siłowni. Niby tylko rozruch, a jednak wpadło trochę trudnych elementów (MC!!! - coz z tego, ze tylko w połowie zakresu normalnego ludzia i z prawie ujemnym obciazeniem , już przez sam ten fakt poczułam się jak osoba prawie w pełni spawna. Ba, jak młoda bogini! )
Oby ta lekka ulga w bólu trwała jak najdlużej, a góry będę przenosić!
W moim odczuciu wróciło mnie troche więcej, niż wyjechało. Ale mimo tego jakoś tak inaczej więcej, niż zazwyczaj po wakacjach. Jakość ciała się nie pogorszyła - jestem w miarę zbita, a nawet jakaś taka... jędrna. W wielkim skrócie o plusach i minusach powyjazdowych.
Najpierw plusy:
- jadłam o wiele mniej niż zazwyczaj na wakacjach,
- pamiętałam o zasadach zdrowego żywienia (choć nie oznacza to, że ich bezwzględnie przestrzegałam, niestety),
- mimo iż napełniłam się pod korek tłuszczem, pochodził on ze świeżo tłoczonej oliwy, oliwek marynowanych po domowemu, cudownych serówi najwyższej jakości,
- nie wrzucałam w siebie syfiastej chemii, nadmiar kalorii wpadł w 95 % z wartościowego jedzenia dobrej jakości,
- ruszałam się! Przemierzałam kilometry plaż, skakałam na falach jak prądem rażona, wynajdowałam sobie wiry wodne, z którymi mogłabym walczyć dla sportu. W dodatku pływałam jak najmniej efektywnie, żeby jak najwięcej spalać . Kurcze, jak fajnie było znów zamoczyć tyłek.
Były też trzy zasadnicze minusy:
- nie jadłam regularnie,
- dziennie wpadało za dużo kalorii (bez wagi jak bez ręki)
- wypiłam sporo wina.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak wypoczęta i zrelaksowana. Fizycznie i psychicznie. Na pewno jest to pierwszy raz od 3 lat, ale czy nie dłużej? Nawet ból pleców i ograniczenia ruchowe są jakby mniej uciążliwe. Jestem szczęśliwa, beztroska i pełna energii do działania. Także do diety, która wcale nie wydaje mi się teraz tak straszną perspektywą! To się porobiło, świat się kończy...
Wczoraj zjadałam jeszcze powakacyjne resztki rarytasów (z głową, w granicach 2100 kcal), dziś już przyłożyłam się do zaplanowania i przygotowania posiłków. Udało się bez zgrzytania zębami, podgryzania cudzych kanapek i chlipania nad własnym losem "reduktora".
Także wczoraj, po tygodniowej przerwie, zaliczyłam pierwszy trening na siłowni. Niby tylko rozruch, a jednak wpadło trochę trudnych elementów (MC!!! - coz z tego, ze tylko w połowie zakresu normalnego ludzia i z prawie ujemnym obciazeniem , już przez sam ten fakt poczułam się jak osoba prawie w pełni spawna. Ba, jak młoda bogini! )
Oby ta lekka ulga w bólu trwała jak najdlużej, a góry będę przenosić!
...
Napisał(a)
Wakacje nad wodą sa super! Teraz to masz powera pewnie po tej labie
Zmieniony przez - Asiorajda12 w dniu 2016-06-29 00:58:18
Zmieniony przez - Asiorajda12 w dniu 2016-06-29 00:58:18
Kto ma cierpliwość,będzie miał, co zechce
Polecane artykuły