nieleczone zwichniecie stawu barkowo-obojczykowego

Hej! W styczniu bylam u polskiego ortopedy z bolem w okolicach barku. Zrobil RTG i powiedzial, ze jest to zwichniecie stawu barkowo obojczykowego. Powiedzial, ze nastawienie i unieruchomienie jest konieczne. Jednak z powodu mojego wyjazdu lekarz nie mogl nic zrobic, bo nie moglabym przychodzic na wizyty kontrolne. A wiec poszlam do lekarza tu. Kilka razy. Najpierw zalecil mi, abym jak najwiecej ruszala ramieniem i barkiem, potem przepisal leki przeciwbolowe. W koncu jak zjawilam sie trzeci raz to rtg (nic nie zobaczyl dziwnego na rtg). Gry przyszlam kolejny raz, niechetnie przepisala mi wizyte u fizjoterapeuty (aby wzmocnic miesnie barku). Fizjoterapeuta wzial kase, obmacal, ale mowi, ze on nic z tym nie zrobi, bo jego zdaniem bark faktycznie jest zwichniety, ale nie moze nastawic bez zalecenia lekarza. Fizjoterapeuta poklocil sie z lekarzem. Wczoraj mialam kolejne badania (rezonans?). Ale luuudzie, po pol roku ten bark juz mnie przestal bolec. Czy to mozliwe, ze wskoczyl na miejsce? pierwsze miesiace byly nie do wytrzymania, nie moglam zwiazac sama wlosow, a w nocy plakalam i nie moglam spac z bolu. Obecnie 'klawisz' jest bardzo wyczuwalny, ramie moge podniesc do gory, ale boli gdy poruszam jakby w przod + przy kazdym ruchu czuje przeskakujace kosci.
Nie wiem co o tym myslec. Czy bark mogl wskoczyc na miejsce? Czy po prostu 'nauczyl sie' funkcjonowac z uposledzeniem? Da sie go nastawic po tak dlugim czasie?

Prosze się udać do lekarza