Był piękny czerwcowy poranek, Przemysław K. zwany popularnie Koniem wstał, zjadł śniadanie, ogolił pachy, siadł i zaczął się zastanawiać nad swoim życiem. Przez ostanie kilka dni dochodził do jednego wniosku: "dziś to już idę na wszystkie lekcje
", teraz było podobnie. Przemysław był przekonany, że tego dnia wytrwa, przebrnie przez matmę, dwie biologie oraz inne pasjonujące lekcje. Niestety, jak to bywało przez ostatnie kilka dni Przemysław poszedł do szkoły na pierwszą lekcję i stwierdził po niej, że ma dość idzie do domu, a potem na trening. Jak pomyślał tak zrobił, a że godzina była wczesna na siłowni nie było nikogo, Przemysław pomyślał "za***iście cała siłka moja", rozgrzał się, a następnie założył na sztangę xx kg ( co by obciachu sobie nie narobić iksy wprowadzone celowo
) i przystąpił do wyciskania głową w dół, poszło mu łatwo w 3 seriach wiec pomyślał, że w 4 serii da radę założyć ciężar większy niż zwykle, jak pomyślał tak zrobił, wszystko szło jak po maśle, zrobił 7 powtórzeń, siódme z ledwością, ale stwierdził, że da rade jeszcze raz, niestety przeliczył się, skończył ze sztanga na szyi, tak sobie leżał i się dusił i pewnie by się udusił gdyby nie dwaj przyszli policjanci, którzy ściągnęli z niego sztangę. Jaki morał tej bajki??
Młody człowieku, gdy jesteś sam na siłowni, chwytaj się tylko za takie ciężary, na których wykonasz spokojnie serię, nie szalej, bo możesz nie mieć tyle szczęścia co ja
.
Pisane to troche z przymrużeniem oka bo już troche ochłonąłem, ale wydygany byłem ostro…a wiec nie szaleć, bo w******l będzie