Regeneruje się, regenruję :)
Za nie całe 2,5 roku zdobęde licencję nauczyciela Wf.
Momentami zastanawiam się jakiki metodami będe nauczał.
Największy problem w tej chwili to chyba motywacja do ruchu dla młodych osób...
Artykuł z Onet.pl
W stanie spoczynku
Jesteśmy coraz grubsi.
Przewrót w tył to dla nas problem. O podciąganiu się na drążku nawet nie warto mówić. Jedyny sport, jaki uprawiamy, to poranny bieg za autobusem. Tacy właśnie jesteśmy. Jeszcze nie wszyscy, ale coraz nas więcej. Pokolenie hamburgera i chipsów.
Osiedlowe skwery służą do wyprowadzania psów. Nikt nie przeszkadza odpoczywać emerytom na parkowych ławkach. Rodzice są spokojni, bo wiedzą, że ich dziecko siedzi w domu i gra w FIFĘ-ileś tam. Jeśli lubi sport, oczywiście.
– Powiem panu, jacy są młodzi – uśmiecha się niewesoło Maciej Kulczyk, wuefista z bydgoskiego sportowego gimnazjum. – Niesprawni fizycznie, źle odżywieni,
świadomie unikający jakiegokolwiek ruchu
Naukowcy z warszawskiej AWF zrobili testy mające wykazać, jak teraz jest z tą sprawnością młodzieży. Wyniki porównano z takimi samymi badaniami sprzed 20 lat. Najpierw więc zmierzono dystans, jaki badany jest w stanie pokonać w przeciągu 12 minut. Tylko co trzeci uczeń był w stanie dorównać swym poprzednikom sprzed 20 lat! Pozostali biegali o około 200 metrów mniej. A może chociaż zwis wychodzi lepiej, niż kiedyś (podbródek musi być poniżej drążka)? Proszę bardzo: dawniej młodzi ludzie byli w stanie tak wdzięcznie wisieć od 16 do 17 sekund. Dzisiaj – najwyżej 10. – W konsekwencji – mówi Kulczyk – z roku na rok mamy coraz większe problemy z wyselekcjonowaniem uczniów do naszych klas sportowych.
Obecnie tylko co czwarty spełnia podstawowe, zresztą także coraz niższe, wymagania.
– Przychodzą do szkoły o 7.10 – mówi wuefista Kulczyk – i jedzą swoje
pierwsze śniadanie, czyli chipsy popijane pepsi z automatu. A gdy zsumować niechęć do ruszania się i niewłaściwe odżywianie, to wychodzi prawdziwy dramat. Taki dramat, który już dawno zaczął się w USA. Czasami można to obejrzeć w telewizji, ale jednak zobaczyć na własne oczy – to dopiero szok. Podczas swojego pierwszego pobytu w Stanach ze zdumieniem oglądałem tłumy grubasów, bez różnicy płci i wieku. Szerokie ulice pełne szerokich ludzi. Z czasem ten widok przestał mnie dziwić, zacząłem też szybko przywykać do własnych, ojczystych tłuściochów. Nie miałem z tym kłopotu: połowa dorosłych Polaków cierpi na nadwagę (według medycznej nomenklatury ten termin oznacza ostatni dzwonek ostrzegawczy) lub wręcz otyłość (pozamiatane, już za późno).
Śladami dorosłych dzielnie podąża młode pokolenie. Oblicza się, że około 10 procent nastolatków ma nadwagę. Ale to średnia krajowa – im większe miasto, tym gorzej. W Łodzi przebadano 27 tysięcy uczniów ze 111 szkół. 15 procent z nich ważyło zbyt wiele jak na swój wiek, kilkudziesięciu, u których wykryto nadciśnienie, trzeba było skierować na dalsze badania.
Naturalnie otyłość wynika z wielu przyczyn, wcale nie tylko z niewłaściwego odżywiania. Może być wynikiem choroby, mieć uwarunkowania genetyczne. Ale brak ruchu zawsze robi za jej tło.
– Nigdy dotąd nie widziałam – mówi Teresa Żurek – tylu młodych dziewczyn z celulitem, po prostu grubych. – Ale to jakby nie było dla nich istotne. Mówię im, że kiedyś będą wydawały duże pieniądze na fitness. Nie dociera. Dziś najważniejsze są dla nich pomalowane paznokcie, oczy. A gimnastyka? Boże broń.
I tak wróciliśmy do punktu wyjścia, więc dobrze byłoby na koniec pokazać winnych. Kolejność przypadkowa.
* My sami, bo nam się po prostu nie chce.
* Komputer, bo to ulubiona rozrywka i sposób spędzania wolnego czasu.
* Szkoła, bo zdarzają się nieatrakcyjnie prowadzone zajęcia, baza sportowa często woła o pomstę do nieba (byłem niedawno w szkole, w której w styczniu w ogóle nie było wuefu, bo stare okna przepuszczały do wnętrza mroźne powietrze).
* Rodzice, bo sami już trochę pozapominali, jak to z nimi było, poza tym dziecko w domu pod kontrolą to wygodniejsze rozwiązanie niż szalejące gdzieś z piłką. A młody sportowiec w rodzinie to też niemały wydatek (trzeba go wyposażyć, zawieźć na zajęcia, przywieźć, klub kosztuje).
* Winny jest też ogólny brak pieniędzy na sport. Jeden „orlik” w gminie jest dobrym rozwiązaniem, gdy gmina ma 15 tysięcy obywateli, ale cóż po jednym boisku „orliku” w 400-tysięcznym mieście? A gdzie osiedlowe baseny, ogólnodostępne stadiony, boiska do koszykówki czy siatkówki?
Ktoś może się skrzywić, że brak sportowej bazy usadziłem na końcu ławy oskarżonych. Pewnie wśród niezgadzających się z takim jej ulokowaniem znajdą się nauczyciele, z którymi rozmawiałem. Bo wszyscy mówili mi: ach, gdyby na każdym osiedlu było boisko, byłoby inaczej, lepiej, młodzież miałaby się gdzie ruszać, grać w to albo w tamto. Mają rację, choć ja każdemu chętnie bym przypomniał te kawałki zadeptanej ziemi między blokami, które kiedyś pełne były dzieciaków biegających za piłką. Te podwórka z trzepakami, które robiły za drążki do ćwiczeń. I te dawniejsze lekcje wuefu prowadzone na szkolnych korytarzach „tysiąclatek”. W każdej „tysiąclatce” była, co prawda, sala gimnastyczna, ale dzieci było tyle, że nie mieściły się w niej nawet na szkolnych akademiach. Chciałbym jeszcze przypomnieć dawniejsze szkolne kluby i koła sportowe – należeć do nich – było naprawdę w dobrym tonie. Ale dość wspomnień.
Urozmaicenie dzienniczka ;)