C.płaszczył się przed Arnoldem i podziwiał go do szaleństwa. Pomiedzy zainteresowaniem, którego Arnold zawsze pragnął a bezmyślnym kultem bohatera istniała jednak cienka granica. Wkrótce Arnoldowi obrzydła gorliwość i ślepe oddanie C. Pewnego razu, Gobetz i Arnold, szukając jakiejś rozrywki postanowili odwiedzić C. w domu jego ojca. Ojciec chcąc pomóc w karierze swojemu niezdarnemu synowi. postawił przed "zaprzyjaźnionymi" kulturystami wielki porcje mięsa, które od razu pochłoneli. Ojciec natychmiast podsunął im nowe porcje, które goście również zjedli, po czym wyszli, a C. nadal nie znał tajemnicy sukcesu Arnolda.
Wreszcie podszedł ostrożnie do Arnolda i zaczął błagać go o wyjawienie sekretu jego osiągnięć. Jakie sa naprawde metody treningowe Arnolda? Co na przykład jada? Arnoldowi zaświeciły się oczy. Kiedy młody kulturysta zamienił sie w słuch, Arnold dał mu taką oto radę: ,,Jeśli chcesz zbudować sobie takie ciało jak moje, musisz zmielone łupiny orzecha zmieszać z łyżeczką soli. zjedz jedną łyżeczkę tej mikstury pierwszego dnia. Następnego dnia zjedz dwie, a trzeciego trzy.
I tak dalej, aż po miesiącu dojdziesz do trzydziestu łyżeczek dziennie. Wtedy zaczniesz nabierać ciała takiego jak moje i przyrośnie ci kupa mięśni".
C. był zachwycony. Natychmiast rozpoczął dietę solną Arnolda, nie zdając sobie sprawy w swoim zaślepieniu, że duża ilość soli jest zabójcza dla każdego, zarówno dla zwykłego człowieka, jak i dla supermana, i że dla kulturysty nawet niewielka ilość soli jest przekleństwem, bo zatrzymuje w jego ciele płyny, których kulturyści chcą się pozbyć.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że C. zaprzestał diety siedemnastego dnia, w chwili, kiedy zjadł na raz siedemnaście łyżek mieszanki z soli i łupin orzecha. Istnieje jednak różnica zdań co do efektów diety Arnolda. Jedni twierdzą, że C. pokrył się krostami na twarzy i całym ciele; inni mówią, że wylądował w szpitalu. Dwie rzeczy są jednak pewne. Po pierwsze, że jeszcze dziś, po z górą dwudziestu latach C. robi się śmiertelnie bladyna jakąkolwiek wzmiankę o Arnoldzie. Po drugie, że był to pierwszy, a jak twierdzą niektórzy, najlepszy z kawałów Arnolda. Z pewnością przyczynił się do narastającego wokół niego mitu w świecie kulturystycznym, zdobywając mu szerokie uznanie i wywołując u niego salwy śmiechu za każdym razem, kiedy opowiadał tę historię.
Arnold został wychowany w szkole Gustawa Schwarzeneggera, szkole upokorzeń, tyle, że teraz on był górą. Teraz on mógł wyrównać stare porachunki wykorzystując obcych, znajomych, a nawet przyjaciół do roli ofiar, których niedola miała uleczyć jego dawne rany. Kiedyś to on był poniżany i pomniejszany. Teraz role się odwróciły. Ilość ofiar Arnolda w okresie monarchijskim może wydawać się niezwykła , jeśli nie pamięta się o jego pozycji w owym czasie. Był wschodzącą gwiazdą kulturystyki, przykładem i inspiracją dla tych, którzy mieli zamiar osiągnąć sukces w tej dziedzinie sportu. Kulturyści pragnący dorównać mu szukali jego porad i stosowali się do nich z nabożnym oddaniem. C., ten ze ,,słonej opowieści", był pierwszą z wielu ofiar.
Arnold powiedział kiedyś swojemu koledze, że jeśli ten zje kilo lodów, nabierze muskułów. Dzisiaj większość kulturystów zdaje sobie sprawę, że woda pozbawia ich mięśnie wyrazistości; biorą oni tyle środków moczopędnych przed ważnymi zawodami, że czasami, na sekundy przed rozpoczęciem widowiska, można dostrzec ich za kulisami jak wymiotują na skutek ubocznych efektów tych medykamentów. Ta informacja najwyraźniej nie dotarła do ofiary Arnolda, bowiem nieszczęśnik zaczął pochłaniać góry lodów. Dowiedziawszy się, że robi on to za radą boskiego Arnolda, dziewięciu innych kulturystów zaczęło postępować tak samo - i pożałowali tego.
Była też dieta cukrowa, wariacja na temat soli, tyle, że tym razem Arnold radził zjadać kostki cukru. Jedna pierwszego dnia, dwie następnego, aż do trzydziestu po miesiącu.
Inny z kulturystów niemal zadławił się na śmierć, kiedy Arnold poradził mu, żeby zamiast specjalnie przygotowanej pasty z białek i witamin zjadł te składniki bezpośrednio, tak jak jabłko. Kiedy Marnul ostrzegał go, że takie żarty mogą komuś zaszkodzić, Arnold roześmiał się i wykpił stwierdzeniem, że oszukani są poprostu głupcami.
Rola Arnolda jako trenera stanowiła idealną pozycję do robienia kawałów niczego nie poderzejwającym adeptom kulturystyki. Jeden z początkujących kulturystów, który poprosił Arnolda o przyjęcie do grupy, dowiedział się, że zalezy to od zdania egzaminu odpowiedniego do jego zawodu: ,,Jaki jest twój zawód?", zapytał Arnold. ,,Alpinista", padła odpowiedź. ,,Dobrze" odparł Arnold. ,,Twój egzamin będzie polegał na tym, że wyjdziesz oknem i wyjdziesz oknem i zejdziesz po murze na ulicę". Sala była na drugim piętrze. Aplikant zdał egzamin wyznaczony przez Arnolda.
Żarty Arnolda miały jeszcze jeden aspekt, nawet bardziej kuszący. Utwierdzenie swojej mocy nie tylko dawało mu poczucie siły i zadowolenia, ale również dzieliło wszystkich na ofiary i prześladowców. Ci drudzy przyglądali się, śmiejąc się wraz z Arnoldem szczęśliwi, że zostali wybrani do tego wspaniałego spisku, gdzie są ,,my" i ,,oni". Przede wszystkim, bardzo dobrze zdawali sobie sprawę z jego siły. Każdy z żartow pozwalał Arnoldowi przywdziewać jeszcze mocniejszą, nieprzeniknioną zbroję, zwyciężać, zdobywać przyjaciół, podziw i dominującą pozycję.
W coraz większym stopniu jego żarty zmierzały do bardziej poważnego calu: zniszczenia wszelkich przeciwników, którzy mogli mu zagrozić w przyszłych konkursach. W Monachium powiedzał jednemu z rywali o przydomku ,,Power Mike", że najnowszą techniką amerykańskiej kulturystyki jest wydobywanie z siebie wrzasku w czasie pozowania na scenie. ,,Power Mike" zastosował się do tej rady i jak wspomina z rozbawieniem po latach Arnold, zrobił z siebie idiotę.
Amerykanie często trenowali u Putzigera i stanowili doskonały cel dla żartów Arnolda. Z ujmującym uśmiechem zaproponował im kiedyś, że nauczy ich kilku słów po niemiecku, żeby łatwiej im było zadomowić się w Monachium. Amerykanie przyjęli ofertę z wdzięcznością mówiąc między sobą, że ten młody Austriak to równy gość. Lekcje zaczęły się i uczniowie chętnie przyswajali zwroty Arnolda, chcąc je wykorzystać przy nadarzającej się okazji
Arnold zapewnił ich, że dzięki tym zwrotom zdobędą wiele przyjaciół pośród Niemców. I Amerykanie zaczęli ich używać, nie zdając sobie sprawy, że na przykład jeden ze zwrotów, jakich nauczyli się od młodego człowieka brzmiał ,, Jak sie masz, stara świnio. Czy ciągle jeszcze walisz konia?"
Według jednego ze świadków, kulturysty Helmuta Riedmeiera, kiedy jedna z kelnerek zagadnęła niefortunnie Arnolda, czy chciałby jeszcze czegoś, ten majac już w czubie sporo piwa odparł: ,,Tak, zerżnąć cię".
Źródło: ,,Nie autoryzowana biografia Arnolda Schwarzeneggera" Wendy Leigh
M3 JPII&A
www.pajacyk.pl
zaglądam tylko w weekandy