Ja to jakiś dziwny dzień miałem, ale w porządku. Zjadłem rano śniadanie. Nic poważnego: jajka na tłuszczu kokosowym i pierś. Zagryzłem pomidorem.
W aucie zorientowałem się, że zapomniałem migdałów, orzechów itp. No nic. O jedzeniu nie myślałem. O kawie też. Po prostu jechałem przed siebie.
Odwiedziłem sklepy. Buty Karrimora były i nawet sprawiały dobre wrażenie, ale tradycyjnie przy wyprzedażach zabrakło rozmiaru 47. I dobrze w sumie.
Polazłem do Juli i kupiłem matę do ćwiczeń w kostkach, bo miałem w planach TGU w garażu podziemnym. Oczywiście matę położyłem na dachu w aucie... Nie dokończę opowieści. Niech dobrze służy znalazcy. Za karę będę ćwiczył na ostrym żwirze.
Wpadłem do domu, przywitałem się i strzeliłem kawę z olejem MCT i mlekiem. Było jeszcze widno to wskoczyłem w obcisłe i wio na dwór.
Jechałem na upatrzoną miejscówkę, ale zauważyłem ludzi w ogródku jordanowskim, do którego czasem latałem z dzieciakami. I to było to! Najbardziej kręcił mnie w tym wszystkim fakt obecności kawałka nieposranej przez psy trawy i górki do zjeżdżania na sankach. Idealne do moich celów.
Szybko kulkę w łapę, mała rozgrzewka i ognia.
Zacząłem od 21-15-9 z ćwiczeniami: snatch (na każdą rękę), goblet squat i swingi. Zrobiłem całość bez odstawiania odważnika.
Potem druga, ta ciekawsza część treningu:
5 swingów
5 high pull
5 long cycle clean & press
5 snatch
sprint pod górę i powrót truchtem
I tak do skutku. Oj fajnie było. Tylko górka mogłaby być dłuższa i/lub bardziej stroma.
Pomimo postu (praktycznie od śniadania) nie czułem głodu. Mało tego dosłownie czułem jak te kokosy zaczynają we mnie płonąć, a cały ustrój zaczął zachowywać się jak rozbuchany diesel. No to kulkę pod fotel i do domu. Zaparkowałem auto i biegiem przed siebie. W planie było 5 km z przebieżkami, ale nie pamiętałem czy 4 czy 5 i czy po 20 czy po 30 sekund. Za gapowe trzeba płacić. Skoro nie pamiętam, to robię wariant maks. czyli 5 x 30s. Ustaliłem, że zacznę po 4,5 km, a cel treningu w Endomondo ustaliłem na 5,5 biorąc poprawkę na niedokładne wskazania GPS-a w mieście, w otoczeniu wysokich budynków. I wszystko poszło tak jak miało pójść. A biegło mi się jak młodemu jelonkowi po starym lesie. Znowu poczułem przyjemność biegu. Przebieżki czysta radość. Kocham to. Po biegu jeszcze przetruchtałem minuta za minutę z chodem jeszcze kawałek dla wygaszenia (bo mi się zapomniało) O 16:30 zameldowałem się w domu i zdążyłem wykąpać się, ogolić, uprasować koszulę i przebrać akurat na początek Wigilii.
No tak. Pojadłem. Ryby po wszystkimi postaciami (konsekwentnie unikałem warzyw i sałatek), dwa pierogi z grzybami i kilka niewielkich kawałków ciasta.
Po kolacji odwiedziłem siostrę i w sumie spokojny spacer 2 km był moją ostatnią aktywnością dzisiaj. Jutro dzień odpoczynku i relaksu. Nie tykam niczego co wiąże się z podnoszeniem, bieganiem itp. Chociaż pogoda jest tak piękna, że mam wielką chęć na wieczorne bieganie po Starym Mieście i nad moją ukochaną Wisłą. Świętujmy spokojnie dalej
Dzięki wszystkim za życzenia.
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2013-12-24 23:26:06
------------------------------------
Сила это способность
http://www.sfd.pl/Kettlebells_Sztanga_Bieganie_Sila_dla_cierpliwych_By_MaGor_Vol3-t1078817.html
------------------------------------
Spis treści i indeksy:
https://dl.dropboxusercontent.com/u/69665444/sfd/pub/dziennik/spis_tresci.html
------------------------------------
http://www.sfd.pl/Pomoc_dla_małego_Igorka__serdecznie_zapraszamy_!-t1022615.html