Relacja z V Biegu Raszyńskiego
Jak już wczesniej wspominałem wczoraj brałem udział w biegu ulicznym na 10 km - V Biegu Raszyńskim. Dla mnie był to mały powrót po problemach zdrowotnych. Nie zakładałem zupełnie żadnego wyniku. Celem było ukończyć bieg.
Bieg miał zacząć się o 11. Na miejscu byliśmy (bo byłem z bratem) 0 10. Odebraliśmy pakiety i posiedzieliśmy trochę w biurze zawodów, bo było chłdono. Właściwie to było bardzo zimno, żeby chodzić w krótkich spodenkach. Jednak do biegu taka pogoda była idealna
Na ok. 20 min przed biegiem zaczęłiśmy małą rozgrzewkę - truchtanie, rozciąganie itp. W końcu wybiła godzina 11. Ja gdzieś ze środka stawki na starcie, brat z pierwszej (no może drugiej) lini. Po starcie dziwne wrażenie, taka myśl: kurde, gdzie ja jestem... chciałem lecieć, lecę... Jakoś nic do mnie nie docierało
Pierwszy kilometr pobiegłem razem z tłumem. Drugi właściwie też. Dopiero po drugim kilometrze zobaczyłem oznaczenie "2 km". Patrzę na zegarek, a tu mi wychodzi, że mam
tempo na minutę poniżej życiówki
Jak się okazało w domu, pierwszy kilometr pobiegłem w 4:33, drugi i trzeci po 4:41.
Po tych trzech km zwolniłem. W zasadzie to może "trochę" za mocno ruszyłem. Jak w domu sprawdziłem najgorzej wyszedł siódmy kilometr - 5:21.
Ostatni kilometr to już pobiegłem na "emocjach". Ostatnia prosta ok. 150-200 metrów, sporo dopingujących osób - od razu włącza się motorek w dupie
Wpadłem na metę. Na zegarze widzę nieco ponad 50 min. Ale spojrzałem na zegarek (a nastęonie skonfrontowałem wynik w domu z oficialnymi wynikami - pokryły się
) - a tu
49:47 Byłem mega zadowolony, ale też mega zmęczony.
Na mecie standardowa "procedura" - medal, picie. Po biegu mała chwila na ochłonięcie i rozciąganie. Potem przebranie w cywilne ciuchy. I idziemy na pobiegową biesiadę
W trakcie biesiady rozdanie nagród - dla zwycięzców biegu, za najlepsze wyniki w kategoriach wiekowych (tu naprawdę szacunek, dla startujacych "dziadków" - taka sprawność w takim wieku naprawdę budzi szacunek; dla jasności podam, że najstarszy zawodnik był z rocznika 1933 - a więc miał 81 lat - i czas
1:12:00) i najlepszych mieszkańców (tu wygrał brat z czasem
38:37 - wynik zaj**isty - w nagrodę dostał... tableta
).
Wiem, że mój bieg nie może sie równać ani z maratonem Xzaara, ani połówką Ronina (tu gratulacje dla obu Panów), ale dla mnie to i tak było ogromne przeżycie. Przeżycie, bo pobiegłem po raz pierwszy po długiej przerwie, mając w perspektywie, że może pora zerwać z bieganiem... Ostatni raz, w biegu ulicznym brałem udział 11 listopada ubiegłego roku. Ostani raz, 10 km, przebiegłem też 11 listopada 2013
Zmieniony przez - kalikstat w dniu 2014-04-07 07:58:51
Zmieniony przez - kalikstat w dniu 2014-04-07 07:59:45